Ataki na Światowy Kongres Esperanto zaczęły się jeszcze zanim do Białymstoku przyjechali pierwsi goście. Ktoś podpalił wielki namiot konferencyjny na terenie Politechniki Białostockiej. To tam planowano główne sesje Kongresu. I na szczęscie plany zrealizowano, bo uszkodzenia namiotu dało się naprawić.
Potem, pierwszego dnia Kongresu w okolicach Politechniki kręciło się kilku krótko obciętych młodzieńców spacerował w czarnych podkoszulkach z napisami "Nie przeprosimy za Jedwabne" i przekreślonymi gwiazdami Dawida.
Następnie obrzucono kamieniami szkołę, w której przebywali goście Kongresu. Wybito jedną z szyb, jedna osoba została trafiona w nogę. To koniec. Na celowniku "nieznanych sprawców" znalazł się też autobus, którym esperantyści jeździli na wycieczki. Ktoś przebił mu opony.
Ostatni atak miał miejsce w nocy w środę wieczorem. W siedzibę Centrum im. Ludwika Zamenhofa przy ul. Warszawskiej ktoś rzucił butelkę z benzyną. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", prawdopodobnie chodziło o spalenie wiszącego nad wejściem banera i podpalenie daszku. Ale butelka odbiła się od budynku i spadła na chodnik. Dozorca ją sprzątnął, a policji dał znać dopiero rano. Sprawcy są oczywiście nieznani.
Czy za tymi atakami stoją skini? Wątpliwości nie ma wiceprezydent Aleksander Sosna. "To nie są przypadkowe incydenty i przypadkowi sprawcy. Koszulek, które mieli skini, nie kupi się od ręki w sklepie, pewnie trzeba je zrobić, czy zamówić z wyprzedzeniem. Do innych ataków też trzeba było się specjalnie przygotować" - mówi "Gazecie Wyborczej". Dodaje, że mimo wielu starań Białymstok będzie się kojarzył głównie z miejscem, gdzie biją i napadają za kolor skóry czy narodowość.