Z policyjnych danych wynika, że "niedostosowanie prędkości do warunków jazdy" było w 2006 roku przyczyn niemal co trzeciego wypadku spowodowanego przez kierowców. Dlatego policja tak broni fotoradarów. "W miejscach ustawienia urządzenia liczba wypadków spada o 50 - 60 proc., a liczba zabitych o 19 proc." - dowodzi nadkomisarz Marcin Flieger, zastępca dyrektora biura prewencji i ruchu drogowego Komendy Głównej Policji.

Reklama

Tyle że ze statystyk można też wysnuć inny wniosek. Przeliczyliśmy liczbę wypadków i ofiar na każdy kilometr autostrad, dróg ekspresowych oraz reszty dróg krajowych. Dane zaczerpnęliśmy z najświeższych raportów Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad - z 2005 r. I co się okazało? Że na autostradach dochodzi do wypadków dwa razy rzadziej. Na 10 kilometrów autostrady przypadają trzy wypadki oraz pięć ofiar (rannych i zabitych), a na 10 kilometrów zwykłych dróg krajowych odpowiednio sześć kraks oraz dziewięć ofiar. A przecież na autostradach jeździ się szybciej. Oznacza to, że najlepszym wyjściem jest budowa nowoczesnych dróg - bo to poprawia bezpieczeństwo, podróże są krótsze, tańsze, zabierają mniej czasu. "Tylko lepsze drogi tak naprawdę mogą poprawić bezpieczeństwo" - zgadza się Grzegorz Mady, instruktor doskonalenia techniki jazdy z Polskiego Związku Automobilowego.

Problem w tym, że na bezpieczne drogi nadal musimy czekać. Rządowe programy zakładają, że do 2012 roku powstanie u nas 1100 km autostrad, prawie 2000 km dróg ekspresowych, do tego kilkadziesiąt obwodnic. To znaczy, że każdego miesiąca przez najbliższe pięć lat kierowcy powinni otrzymywać średnio 50 kilometrów nowych, bezpiecznych tras. Jeśli to nie nastąpi - utkniemy w korkach. "Obecny stan dróg i tak nie pozwala jeździć na nich nawet z prędkościami dozwolonymi, bo są zatarasowane przez kolumny tirów, a w okresie żniw przez traktory zjeżdżające z pól" - ocenia w DZIENNIKU Grzegorz Mady. "A nie przekraczając prędkości dozwolonych, podróż z Warszawy do Krakowa potrwa sześć godzin albo więcej" - dodaje.

Zdaniem Madego duża prędkość nie musi wcale być tak częstą przyczyną wypadków, jak podają to statystyki. Aby doszło do kraksy, nie trzeba przecież kierowcy-pirata. Wystarczy, że nieoczekiwanie warunki na drodze staną się śmiertelnie niebezpieczne: na jezdni pojawią się głębokie koleiny, muldy albo zakręt tak wyprofilowany przez drogowców, że wyrzuca auta do rowu. "I to są takie warunki, że nawet jadąc z prędkością dozwoloną, nie da się opanować auta. Ale przyczyną wypadku będzie <nadmierna prędkość>" - tłumaczy instruktor.

Reklama

"To, że mamy drogi takie, jakie mamy, nie oznacza, że policja nie powinna pilnować na nich porządku. Trzeba zrozumieć ludzi, którzy mieszkają w miejscowościach, przez które biegną ruchliwe drogi. Oni się boją" - ripostuje nadkomisarz Flieger. "Ludzie pytani o to, czego się boją, na drugim miejscu wymieniają piratów drogowych" - wylicza DZIENNIKOWI policjant.



Anglicy klną na fotoradary, które skomplikowały im życie

Artur Grabarczyk: W Anglii macie najwięcej fotoradarów w całej Europie - w ciągu kilkunastu lat stanęło ich prawie 3,5 tys. Jest dzięki temu bezpieczniej?
Steve Terret: Tak, bo ludzie rzeczywiście jeżdżą wolniej. Ale przez nie jeżdżenie po Anglii stało się koszmarem. Fotoradary przyczyniły się do tego, że mamy najdłuższe i najokropniejsze korki w całej Europie. O tym, że postawienie fotoradarów znacznie zakłóciło płynność ruchu, otwarcie mówią już nawet eksperci od bezpieczeństwa jazdy. Ale nie ma co się dziwić, skoro każdy dziadek, który jeździł 20 km/h, teraz na widok fotoradaru zwalnia do 15 km/h i reszta musi się za nim wlec.

Rozumiem, że brytyjscy kierowcy nie są fanami fotoradarów?
Oficjalnie przyznają, że się przydają. Ale tak naprawdę narzekają jak cholera, strasznie klną na fotoradary, które skomplikowały im życie.

A buntują się przeciw nim, organizują protesty?
Teraz już nie, ale pamiętam, że jak policja założyła fotoradary w moim rodzinnym Liverpoolu, to po tygodniu wszystkie zostały ukradzione. To był taki bunt przeciwko śledzącemu kierowców Wielkiemu Bratu. Teraz takie protesty są niemożliwe, bo wielu fotoradarów pilnuje inna kamera.

Czy Anglicy stosują antyradary?
Teraz już nie. Taki sprzęt był u nas bardzo popularny 10-15 lat temu, kiedy wszyscy lekceważyli ograniczenia prędkości, a fotoradary dopiero zaczęły się pojawiać. Ale popularność antyradarów szybko się skończyła, kiedy policja zaczęła sprawdzać, nawet podczas rutynowych kontroli, czy ktoś nie ma ich zamontowanych w aucie. Wlepiali za to tak wysokie mandaty, że przestało się to opłacać.

Czyli pańscy rodacy pogodzili się z tym, że są pod kontrolą fotoradarów, i jeżdżą wolniej?
Tak, zwłaszcza ci, którzy wożą swoje kochanki i boją się, że żona dostanie ich wspólne zdjęcie z fotoradaru. Teraz wszyscy Anglicy wiedzą, że pewnych rzeczy w samochodzie robić nie wolno. Chyba że na parkingu.

Steve Terret, doktor prawa, wykładowca, przedstawiciel Uniwersytetu Cambridge na UW