p

André Glucksmann*

Szczyt G8 i energetyczny szantaż

Czym jest G8? Forum, na którym spotykają się największe światowe mocarstwa gospodarcze? Z pewnością nie, bo Chiny i inne kraje są z G8 wykluczone. Grupą przodujących krajów demokratycznych? Dlaczego więc Rosja należy do G8, a Indie nie? Jest euroatlantyckim dyrektoriatem narodów chrześcijańskich - sugerują w Moskwie, zapominając, że Japonia jest członkiem założycielem. Pomińmy te brednie, to alibi niezdarnie ukrywające, że nie daliśmy rady stawić czoła wyzwaniom okresu po zimnej wojnie. Jelcynowska Rosja została najpierw zaproszona do G8 na zachętę, później zaś na stałe dokooptowana w 1998 roku. Stało się tak, ponieważ oczekiwano na nadejście owego błogosławionego dnia, w którym Rosja - już w pełni demokratyczna i bogata - doszlusuje do czołówki zachodnich demokracji. Zakładano, że po odrzuceniu komunistycznej ideologii przed rosyjskim społeczeństwem nie otworzy się żadna inna droga. Liczono na świętą opatrzność gospodarczą, która miała ostatecznie wprowadzić Rosję na drogę od likwidacji własności kolektywnej i uwolnienia gospodarki do rzeczywistej demokracji politycznej. Wielcy, którzy zebrali się w Sankt Petersburgu pod przewodnictwem Władimira Putina, muszą wybierać: albo pozwolą trwać temu wielkiemu nieporozumieniu, albo świadomie je pogrzebią.

Rozwiewają się idylliczne mgły okresu postzimnowojennego. George W. Bush nie dostrzega już w błękitnych oczach Putina czystej duszy "good guy". Pozwala, by jego wiceprezydent głośno i zrozumiale smucił się faktem, że Kreml zbacza z demokratycznego kursu. W Rosji wszyscy oficjele przyklaskują swemu szefowi, kiedy gani on "towarzysza wilka" (czyli Amerykę), "który tak świetnie potrafi pożreć tego, którego ma ochotę pożreć, bez żadnych wyjaśnień". Tłum przytakuje. Powrót do zimnej wojny? Nic podobnego: początek okresu post-postzimnowojennego.

Rozkład sowieckiego imperium już się dokonał; jednak wnioski, jakie z tego faktu wyciąga Zachód, nie przypominają tych, które wyciąga się w Moskwie: "Likwidacja ZSRR (w 1991 roku) to największa katastrofa naszego wieku" - takie słowa ośmiela się wypowiadać mistrz ceremonii z Sankt Petersburga; jakby dziesiątki milionów ofiar złożonych w zbiorowych mogiłach gułagów i piwnicach Czeki miały mniejsze znaczenie niż "katastrofa" polegająca na utracie hegemonii Breżniewa czy Andropowa nad Rygą, Wilnem, Kijowem czy Tbilisi. Gdzie są okrzyki przerażenia? Porównanie niczego nie dowodzi, ale proszę sobie na moment wyobrazić, że pani Merkel zaczyna opłakiwać upadek III Rzeszy: rzecz niemożliwa. A jednak w Moskwie nie mamy do czynienia ze słowami rzucanymi na wiatr.

Wszelkie wysiłki Władimira Putina mają na celu przywrócenie wewnątrz kraju oraz w krajach sąsiednich "osi władzy". To dyskretny eufemizm, ledwie skrywający powrót do brutalnej autokratycznej tradycji carskiego reżimu, zradykalizowanej do granic możliwości przez bolszewików. Kontynuacja nieludzkiej wojny przeciw czeczeńskim cywilom, zduszenie swobód publicznych, ponowna etatyzacja (bezpośrednia lub pośrednia) olbrzymich sektorów gospodarki, redystrybucja bogactw w ręce kumpli (i miażdżenie - jeśli trzeba - opornych), użycie gazu i ropy w celu przywrócenia rosyjskiego porządku w sąsiednich stolicach. Koniec z mydleniem oczu! Siedmiu spośród ośmiu uczestników G8 wie, że ich gospodarz nie uważa już za konieczne ukrywania własnych ambicji oraz arogancji.

Reklama

Aby odzyskać status wielkiego, światowego decydenta, kremlowscy realiści zamienili broń ideologicznej utopii na broń bardziej prozaiczną, lecz skuteczniejszą: gaz i ropę. Ledwie się wzięli za ten szantaż energetyczny, a już przyniósł im sukcesy. Unia Europejska nie uzgodniła wspólnej reakcji, wręcz przeciwnie - rozpada się. Każde europejskie państwo spieszy do Moskwy, aby pojedynczo wynegocjować cenę własnej słabości. Gazprom czuje, jak rosną mu skrzydła; korumpuje na lewo i prawo, kupuje ludzi wokoło - nawet pewnego kanclerza, którego opłaca za lojalną służbę w kilka dni po tym, jak ten stracił posadę. Biznes pana Schrödera przynosi zyski. Nie ma się czego wstydzić. Przecież uprzejmie ustąpił miejsca Rosji, aby Putin mógł tego lata przewodniczyć G8. Przecież podpisał w najwyższym pośpiechu w ostatnich dziesięciu dniach swego urzędowania kontrakt na gazociąg przez Morze Bałtyckie, pozwalający wielkim nakładem ominąć Ukrainę, Polskę i kraje bałtyckie. I zaczęło się: Gazprom, zbrojne ramię dokonujące ponownego podboju, podpisuje kontrakty z algierskim Sonatrachem, z chavezowską Wenezuelą, chroni Iran i Sudan, usiłuje nawiązać kontakty z arabskimi petromonarchiami, przeprowadza ofensywę w Azji Środkowej. Nowe wielkie mocarstwo energetyczne zamyka Unię Europejską w kleszczach, grozi na dłuższą metę odcięciem Zachodu od kurka z ropą. "Liberalny" ekonomista Putina, German Gref oznajmił właśnie: "Davos to jakaś szwajcarska wioska. Za to Sankt Petersburg jest najpiękniejszym miastem świata". Mądrej głowie... Ten człowiek jest estetą; kiedy ze swym panem przelatywał helikopterem nad ruinami Groznego, zakrzyknął: "To przypomina hollywoodzkie dekoracje do filmu o II wojnie światowej".

Nic nie zmusza zachodnich demokracji, by bez mrugnięcia okiem koronowały petrocara. Rosyjską gospodarkę wspiera wyłącznie cena baryłki ropy; rosyjska gospodarka stoi w miejscu i rdzewieje - w odróżnieniu od wzrostu, jakiego zaznają Chiny. Rezultaty wymiany handlowej (z wyjątkiem surowców i uzbrojenia) są opłakane. Poza Moskwą i Sankt Petersburgiem panuje nędza; biurokratyczna hydra rośnie w siłę, korupcja żyje sobie dostatnio pośród mafijnych porachunków. "Russian way of life" musi importować wszystkie udogodnienia społeczeństwa konsumpcyjnego - od Big Maca po komputer. Nowe rosyjskie mocarstwo wyłącznie szkodzi, potrafi kultywować i wzmagać światowy chaos, nie może się jednak obyć bez kredytów i inwestycji ze strony rozwiniętych gospodarek. Czy należy - pod pretekstem, że nie wolno "upokarzać" Kremla - spełniać jego wymogi, przyznawać mu prawo do zawładnięcia na nowo "bliską zagranicą" i szantażowania Unii Europejskiej? Czy też, jak tego żąda Garri Kasparow i nowi rosyjscy dysydenci z "Innej Rosji", nie należy uginać się w sprawie praw człowieka, w sprawie naszych i ich swobód?

Nowa zimna wojna nie nastąpiła. Putin to nie Stalin. Nie rządzi połową Europy jak Andropow, jego intelektualny mistrz tak przezeń podziwiany. Putinowskie wyzwanie wydaje się przerażające tylko z perspektywy naszych waśni, naszych krótkowzrocznych rywalizacji i naszej umysłowej słabości.

André Glucksmann

przeł. Wojciech Nowicki

p

*André Glucksmann, ur. 1937, jeden z najważniejszych współczesnych filozofów. W roku 1975 opublikował "La cuisinie`re et le mangeur d'hommes". Oprócz tego wydał m.in. "Dostojewski na Manhattanie" (wyd. polskie 2003), "Ouest contre Ouest" (2003) oraz "Le discours de la haine" (2004) - fragment tej książki ukazał się w nrze 31 z 3 sierpnia 2005. Oprócz tego ostatnio (nr 16 z 19 kwietnia br.) opublikowaliśmy wywiad z nim "Wiek XX był straszny, XXI będzie jeszcze gorszy".