Areszt w porównaniu z policyjną izbą zatrzymań to wysokiej klasy hotel. Bo w czasie pierwszych kilkudziesięciu godzin po zatrzymaniu przez policję nie można się nawet porządnie umyć. W celi jest tylko sedes i umywalka. Najczęściej z zimną wodą i ogryzkiem mydła. Albo i bez.

Luksusy ograniczają się do trzech posiłków, pryczy i koca. Śpi się w ubraniu, ale niekompletnym. Policjanci zabierają sznurowadła, pasek i wszystko, czym można sobie zrobić krzywdę. Nawet zegarek z metalową bransoletką.

Reklama

Jakie prawa ma zatrzymany? Niewielkie. Może poprosić, żeby policjanci zadzwonili do pracy i zawiadomili rodzinę. Może liczyć na badanie lekarskie i na spotkanie z adwokatem. Ale nie na osobności, a w towarzystwie funkcjonariusza. Nie ma mowy o żadnych widzeniach, paczkach czy telefonach.

Trwa to 48 godzin. W tym czasie policjanci albo prokuratorzy przesłuchują zatrzymanego i decydują, co dalej. A możliwości są dwie: albo wniosek o aresztowanie, albo wolność. W przypadku wniosku o areszt wszystko przedłuża się nawet do 72 godzin, czyli trzech dni. To czas dla sądu na podjęcie decyzji.

I wtedy znowu albo wolność, albo areszt. Ale w areszcie jest już lepiej. Można liczyć na widzenia, piżamę, prysznic, a czasem nawet na telewizor w celi.

Reklama