Gdy proboszcz z parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy dostał się do polsatowskiego teleturnieju, o zgodę na wystąpienie poszedł do przełożonych. Biskup dał krzyżyk na drogę i ksiądz miał swoje telewizyjne pięć minut.
Duchowny z Końskich pod Kielcami dotarł do finału i stanął przed decyzją, którą z dwóch walizek z pieniędzmi wybrać. W jednej było 500 tysięcy złotych, w drugiej - dziesięć razy mniej. Ale była jeszcze jedna możliwość - zgoda na propozycję prowadzącego program Zygmunta Hajzera. Ten zasugerował 220 tysięcy i zostawienie walizek w spokoju. Ksiądz wziął pieniądze. I dobrze zrobił, bo w ostatniej walizce było "jedynie" 50 tys. zł. Teraz dzięki swojemu kapłanowi wierni są o krok bliżej do nowej świątyni.