Kartka z informacją, że dziekanat nie rozpatruje podań napisanych niedbale, niejasno lub z błędami językowymi pojawiła się na drzwiach dziekanatu kilka dni temu. Ma być ostrzeżeniem. "Jest początek roku, podania zaczną się masowo pojawiać podczas sesji zimowej"- mówi prof. Bogdan Mazan, dziekan wydziału. – Mam nadzieję, że do tego czasu nasi studenci zapoznają się z przestrogą i swoje prośby do nas napiszą bezbłędnie.

Reklama

Autorką pomysłu jest prof. Małgorzata Leyko, prodziekan wydziału i szefowa Katedry Dramatu i Teatru. To jej podpis widnieje pod ogłoszeniem. Napisała je, bo miała dość koszmarnych błędów i niechlujnych, niezrozumiałych sformułowań, jakie znajduje w pismach i podaniach do dziekanatu, np. o stypendium albo przyznanie akademika. Wśród najbardziej skandalicznych błędów przyszłych wykładowców języka polskiego były "proźby", "stódentka", "upszejmie", "przedłóżenie" i "powarzanie", zdarzały się też pisma z napisanym małą literą nazwiskiem adresata.

O tym, jak uciążliwa jest korekta podania, przekonała się Ania, studentka drugiego roku kulturoznawstwa. Na jej oczach pani dziekan zaznaczyła błędy w dokumencie, a później kazała napisać je jeszcze raz. "Zrobiło mi się głupio, ale co miałam zrobić, musiałam poprawić" - przyznaje dziewczyna.