Do dziś z tragicznym wypadkiem wszystkim kojarzą się gołębie - dach runął na zwiedzających i hodowców, którzy przyjechali na wystawę gołębi pocztowych. Choć akcja ratunkowa była błyskawiczna - na miejscu natychmiast pojawiły się karetki, strażacy, wezwano nawet goprowców, a do punktów krwiodawstwa zaczęły ustawiać się kolejki - aż 65 osób nie udało się uratować.

Reklama

Przez wiele dni dokładnie przeszukiwano gruzy - trzeba było sprawdzić, czy kogoś jeszcze tam nie ma. Kiedy lista zaginionych była już pusta, na teren hali wjechał ciężki sprzęt, który miał posprzątać gruzy. Przez cały ten czas przed miejscem, gdzie kiedyś stała hala, płonęły setki zniczy. Wciąż przychodzili tam ludzie, którzy nie potrafili przejść obojętnie obok takiego bezmiaru cierpienia.

Natychmiast też zaczęły się spekulacje na temat przyczyn tragedii. Wszyscy mówili, że na dachu była bardzo gruba warstwa śniegu, że nikt budynku od dawna nie odśnieżał. Potem zaczęto wyliczać wady konstrukcji. Ruszyło śledztwo, które trwa do tej pory. Zarzuty jak na razie usłyszało 12 osób, a byli szefowie Międzynarodowych Targów Katowickich trafili do aresztu.

Wczoraj, w przeddzień rocznicy w Chorzowie odprawiona została msza w intencji ofiar tragedii. W kościele pod wezwaniem św. Antoniego modliły się rodziny zabitych, hodowcy gołębi, ratownicy i wszyscy, którzy wciąż pamiętają.

Reklama

Poświęcono też miejsce, gdzie stała hala MTK. Wiosną ma stanąć tam pomnik ku czci ofiar. Będą to dwie czterometrowe granitowe płyty, a między nimi będą wirujące w powietrzu odlane w brązie gołębie.

"Mamy takie miejsca, takie symbole, które są fragmentami naszego życia. Chcemy, by to miejsce było święte - wszakże zginęli tu ludzie, którzy byli świątynią Ducha Świętego" - powiedział ks. Antoni Klemens, dziekan dekanatu chorzowskiego.