Maluch cudem uniknął śmierci. Wyszedł boso, ubrany tylko w porwaną piżamkę na ośmiostopniowy mróz. Jego matka była pijana. Zapomniała o synku i nie słyszała, gdy obudził się w środku nocy i wołał mamę.

Wyszedł z domu - zanim upadł z wyczerpania, przeszedł boso po śniegu, w mrozie, półtora kilometra. Chłopca znalazł mieszkaniec wsi Kodrąbek. Bezwładnego malca zawiózł do swego domu i wezwał karetkę. Lekarze nie mają wątpliwości - gdyby mężczyzna zjawił się trochę później, dziecko by już nie żyło.

Pierwsza diagnoza w szpitalu była przerażająca - odmrożenia stóp były tak wielkie, że lekarze zalecili amputację. Ale próbowali ratować stopy. I wtedy stał się prawdziwy cud. "W ciągu kilku godzin stan chłopca zaczął się poprawiać. Okazało się, że odmrożenia nie są aż tak rozległe. Dziecko nie straci stóp" - powiedział dziś rano dziennikowi.pl ordynator oddziału chirurgii dziecięcej szpitala w Szczecinie, dr Stanisław Paradowski.

To nie koniec dobrych wiadomości. Choć chłopiec trafił do szpitala z odmrożeniami nawet trzeciego stopnia, w dodatku na całym ciele, zdrowieje z godziny na godzinę. Teraz jego stan lekarze określają już jako dobry.

Wyrodna matka jest w rękach policji. "Mamy nadzieję, że jeszcze dziś sąd wyda nakaz jej aresztowania" - wyjaśnia w dzienniku.pl Alicja Śledziona z policji w Szczecinie. Za brak opieki nad dzieckiem grozi jej 10 lat więzienia i odebranie praw rodzicielskich.