O ile znaki drogowe są niemal w całej Europie takie same, to już aby zrozumieć podpisy pod nimi, trzeba znać miejscowy język. A z tym jest różnie. Przekonują się o tym coraz częściej Polacy w Wielkiej Brytanii, którzy mają kłopoty z językiem angielskim.
A ponieważ Polaków na Wyspach jest coraz więcej, więc z myślą o bezpieczeństwie drogowym władze dwóch hrabstw - Cheshire i Shropshire wprowadziły polskie podpisy. Dlatego, że nie rozumiejąc informacji na drodze, polscy kierowcy nie stosowali się do wytyczonego objazdu i trafiali na zamknięty odcinek drogi, z którego nie mogli się wydostać. Nasi rodacy są tam najliczniejszą mniejszością. Stanowią ok. 6 proc. ludności
Wywołało to spór wśród mieszkańców i gwałtowne protesty opozycyjnych posłów konserwatywnych, którzy zażądali usunięcia polskich oznaczeń. Argumentowali, że jest to marnotrawstwo publicznych pieniędzy, zaś polski nie jest w Anglii językiem urzędowym. Mają też zbadać, czy ustawianie znaków drogowych w obcych językach jest w Anglii zgodne z prawem. Jednocześnie przeciwnicy wskazują na to, że polskie znaki podają odległość w kilometrach, a powszechnie stosowaną w kraju miarą odległości jest mila.
Władze bronią się, że jest to jedynie przejaw zdrowego rozsądku. Po wprowadzeniu polskich znaków na feralnej drodze rzadziej musi interweniować policja.
Spór o polskie znaki drogowe nie ogranicza się do pogranicza Cheshire i Shropshire. Rada gminy Westminster w centralnym Londynie zapowiedziała, iż w okolicach dworca Victoria umieści 10 polskich znaków drogowych informujących kierowców autokarów z Polski o zakazie wjazdu.