"Nie zdejmę długo kamizelki. Jakiś chory bandyta może chcieć pomścić śmierć Gruszczyńskiego" - wyznaje dziennikowi.pl Mariusz Cz., który od czasu zabójstwa starszego brata miał ochronę policyjną i nosił kamizelkę kuloodporną.

Mówi, że poprosi o przedłużenie mu ochrony co najmniej do soboty, czyli do pogrzebu brata. "Nie wiem, czy tak jest, ale Gruszczyński może mieć wspólników, którzy zechcą go pomścić. Nie czuję się bezpiecznie. Może dlatego, że przeżyłem koszmar, który zostanie we mnie na całe życie".

"Nie życzyłem mu śmierci. Czuję nawet złość z tego powodu, że umarł. Chciałem, żeby stanął przed sądem i tam odpowiedział za swoje zbrodnie" - tłumaczy. "Jestem pacyfistą i przeciwnikiem kary śmierci. Dlatego nie satysfakcjonuje mnie ani śmierć Gruszczyńskiego, ani kogokolwiek innego" - wyznaje. I dodaje: "Nie mam ochoty napluć na jego grób, tak jak niektórzy mówią, że to zrobią".

W ostatnich trzech tygodniach Mariusz Cz. przeżył prawdziwy koszmar. Znany w Wołominie narkoman i kryminalista Michał Gruszczyński po kolei zabijał członków jego rodziny. W lutym zastrzelił w pubie 21-letniego Dariusza Cz. W ostatnią sobotę jego starszego brata 29-letniego Roberta. Tego ostatniego zabił na oczach własnej żony i własnego dziecka.

"Prokuratura ma na rękach krew mojego brata" - oskarża Mariusz Cz. Uważa, że prokuratorzy za późno dali ochronę jego rodzinie. Według niego, konsekwencję poniosła jednak niewłaściwa osoba. Został zawieszony w obowiązkach zastępca naczelnika wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw policji. "To jest człowiek, dzięki któremu żyję. Podtrzymywał mnie na duchu" - mówi Mariusz Cz.