O tajnych papierach walających się na śmieciach w podpoznańskich Koziegłowach poinformował "Fakt" czytelnik. W ręce reporterów wpadły dane świadków koronnych, którzy zdecydowali się sypać mafiosów. Dziennikarze poznali też tajne sposoby ochrony takich świadków. W kolejnych teczkach odkryli numery nieoznakowanych pojazdów do przewożenia więźniów i ich trasy.

Wystarczy, że te dane wpadłyby w ręce gangsterów, a ci bez trudu mogliby przygotować napad na policyjny konwój przewożący kryminalistów. Dziennikarze "Faktu" z akt wyczytali też nazwiska i prywatne numery telefonów funkcjonariuszy policji sądowej. Była też prośba policjantki o pozwolenie na trzymanie broni służbowej w domu. Bez trudu można było ustalić, gdzie kobieta mieszka.

Reporterzy "Faktu" z wygrzebanymi ze śmieci dokumentami pojechali na policję w Poznaniu. Gdy pokazali nasze znalezisko, mundurowi stanęli jak wryci. Dziennikarz przez ponad cztery godziny był przepytywany, skąd ma dokumenty, jak je znalazł, co w nich wyczytał.

Te kilkaset stron tajnych dokumentów "wyparowało" z szafy pancernej policji, która mieści się w budynku Sądu Okręgowego w Poznaniu. Inne dokumenty zniknęły z biurek w pomieszczeniach biurowych policji. Większość miała trafić do policyjnego archiwum. Czy ktoś je wykradł, czy też któryś z mundurowych wziął się za porządki, nie zdając sobie sprawy, że wyrzuca tajne dokumenty? "Wyjaśniamy, jak zniknęły papiery" - mówi krótko rzecznik poznańskiej policji Andrzej Borowiak.





Reklama