Pseudowolontariuszy, takich jak ten zatrzymany w Szczecinie, może być w Polsce wielu. "To zabrzmi brutalnie, ale my nie mamy żadnych możliwości, żeby kandydatów na wolontariuszy prześwietlić. Nie wiemy, kim oni są" - mówi Dariusz Pietrowski, prezes Stowarzyszenia Centrum Wolontariatu.

"No bo jak mielibyśmy to zrobić? - pyta Katarzyna Fenik z Fundacji Dzieci Niczyje, która opiekuje się małymi ofiarami przemocy, między innymi pedofilii. "Sprawdzić, czy ktoś był karany? A jeśli to pedofil, który nie był karany? Dopóki dziecku nic się nie dzieje, nie da się opiekuna zweryfikować".

Małgorzata S. z małej miejscowości na południu Polski (woli zachować anonimowość) od dwóch lat regularnie zabiera do domu na święta i niektóre weekendy 5-letnią obecnie Marysię. Co musiała zrobić, żeby zdobyć zaufanie dyrektorki domu dziecka? "Napisałam podanie do sądu" - kwituje. Teoretycznie sąd powinien wysłać kuratorów, którzy porozmawiają z sąsiadami, z kolegami w pracy i samymi zainteresowanymi, czy ci nadają się na opiekunów.

Małgorzata S.: "Sędzia tylko zadzwonił do dyrektorki domu dziecka i zapytał, czy można powierzyć mi dziecko. A dyrektorka, która widziała mnie raz w życiu, powiedziała, że tak. Przy następnej wizycie dostałam Marysię do domu".

I to właśnie wykorzystują pedofile. "Polecają sobie na swoich stronach internetowych domy dziecka jako miejsca, w których dzieci można tulić i jeszcze zrobić dzięki temu dobry uczynek, bo te dzieci potrzebują bliskości" - mówi wzburzony Tomasz Bilicki z Centrum Służby Rodzinie w Łodzi.

Anna Dolecka, dyrektor Domu Dziecka nr 7 w Łodzi, stworzyła własny system bezpieczeństwa: "Wolontariusz nie może zostać z dzieckiem sam, nie kąpie dzieci, do parku chodzą w grupie" - opowiada. Kiedy system zawodzi, zdrowy rozsądek dyrektorów instytucji to jedyne, na czym mogą polegać oddane im pod opiekę dzieci.









Reklama