Sąd uznał, że gdy dowódca zomowców Romuald Cieślak dał zomowcom sygnał, by strzelać, wiedział, że ich kule mogą zabić ludzi. Dlatego uznano go za winnego zbrodni komunistycznej. W sumie jego wyrok - choć złagodzony dzięki amnestii - to 11 lat więzienia. Sąd nakazał już go aresztować.

Byli zomowcy, członkowie jego plutonu, zostali uznani za winnych strzelania do górników ze śląskich kopalń. Dwóch z nich dostało karę trzech lat więzienia, pozostałych 12 - karę 2,5 roku za kratami.

Sąd umorzył natomiast sprawy dwóch byłych milicjantów. Jednym z nich jest były wicekomendant wojewódzki MO w Katowicach Marian Okrutny. Ich kolega z milicji został skazany na 10 lat, ale sąd - na mocy amnestii - zmniejszył mu karę o połowę. Jednak pełnomocnik oskarżycieli, Leszek Piotrowski, zapowiada apelację w sprawie Okrutnego.

Apelację zapowiadają także obrońcy."Śmiem przypuszczać, że wśród nich byli tacy, którzy na pewno nie strzelali" - zapewniał po wyroku mecenas Jerzy Feliks. Dodał jednak, że wśród oskarżonych zapewne są tacy, którzy powinni trafić do więzienia. Ale pewności nie ma. "Na pewno są wśród nich również tacy, którzy strzelali. Lepsza natomiast jest sytuacja, w której uniewinnia się winnego, niż skazuje niewinnego" - dodał.

Sąd: Mocodawcy wciąż nie zostali osądzeni

Sędzia Monika Śliwińska przyznała, że dziś ukarani zostali tylko wykonawcy zbrodni, a nie ich mocodawcy. Ci wciąż nie zostali rozliczeni ze swoich decyzji - podkreśliła. Poza tym robiono wszystko, by zatuszować sprawę - zniszczyć, zniekształcić lub usunąć dowody. Wszystko po to, by udowodnić, że zomowcy strzelali w obronie własnej. Dlatego wszystkie okoliczności strzelania do górników nigdy nie będą do końca wyjaśnione.

Sprawa byłych zomowców była rozpatrywana przez katowickie sądy już od 14 lat. Poprzednie wyroki - uniewinniające albo umarzające sprawę - kasował po kolei sąd apelacyjny. A że w takim wypadku wszystko trzeba było zaczynać od nowa - przesłuchiwać świadków, powoływać biegłych - dlatego sprawa ciągnęła się tak długo. W nowym procesie, trwającym od września 2004 roku, odbyło się 95 rozpraw, przesłuchano około 300 świadków.

Reklama

Prokuratorzy wywalczyli, by oskarżeni odpowiadali także za zbrodnię komunistyczną - grozi za to nawet 15 lat więzienia. Obrońcy chcieli uniewinnienia zarówno dla dowódcy plutonu ZOMO, jak i jego 16 byłych funkcjonariuszy. Jak to tłumaczyli? Przekonywali, że nie ma dowodów, iż górnicy zginęli właśnie od strzałów zomowców.

Przed katowickim sądem zebrali się członkowie KPN, którzy przynieśli transparent "Dość bezkarności ZOMO" i śpiewali patriotyczne pieśni. A wyrok sądu przywitały gromkie brawa i hymn narodowy, odśpiewany przez zgromadzoną na sali publiczność.

Strzały padły w "Wujku" 16 grudnia 1981 roku. Najpierw milicja i wojsko za pomocą armatek wodnych próbowały rozpędzić tłum kobiet z dziećmi, które nie chciały dopuścić do pacyfikacji zakładu. Potem czołgi rozbiły mur fabryczny, torując drogę dla szturmujących oddziałów ZOMO. Górnicy bronili się, a milicja i ZOMO bardzo długo nie mogli sobie z nimi poradzić. Właśnie wtedy pluton specjalny ZOMO zaczął strzelać z ostrej broni. Od kul milicji zginęło tam dziewięciu górników, kilkudziesięciu zostało rannych.

Prezydent: Szkoda, że tak późno

Szkoda, że rodziny ofiar musiały czekać na to tak długo - tak prezydent Lech Kaczyński skomentował wyrok w sprawie "Wujka". "Prezydent przyjął decyzję sądu z satysfakcją. Żałuje jedynie, że to tak długo trwało i że rodziny ofiar tyle lat musiały na to czekać" - mówił, po ogłoszeniu przez sąd wyroku, prezydencki minister Maciej Łopiński.

"Wyrok jest sprawiedliwy, adekwatny do tego, co zrobili" - cieszy się matka jednego z zabitych w "Wujku" górników, Janina Stawisińska. Ale dodaje, że musi jeszcze trochę odczekać, by "w jej sercu zagościł spokój". "Nie można od razu tego wszystkiego - jak kurtkę zrzucić" - tłumaczy.

Jej zdaniem apelacja teraz jest już niepotrzebna. Bo "powiedziano to, co powinno być powiedziane - wszystko tak, jak było". Stawisińska przez ponad 14 lat przyjeżdżała na każdą rozprawę z dalekiego Koszalina. Dziś mówi, że nie chciałaby, by sprawa jeszcze się ciągnęła. "Dziękuję wszystkim tym, którzy doprowadzili do tego, co dzisiaj usłyszałam na tej sali" - podkreśla.