Samolot z Janiną Wasilewską i jej sześcioletnim synem Brianem wylądował na warszawskim Okęciu w sobotę o 14.30. Na kobietę czekały siostra i teściowa. Wasilewska nie chciała jednak rozmawiać z dziennikarzami. Z płaczącym dzieckiem na rękach uciekła do busa, którym odjechała z bliskimi. "Zostawcie nas w spokoju!" - wykrzyczała tylko jej teściowa.

Jak już pisaliśmy, Janina Wasilewska została deportowana po 18 latach pobytu w Chicago. Przed 12 laty nie uzyskała zgody na azyl, podpisała bowiem dokument, w którym zobowiązała się do dobrowolnego opuszczenia Stanów Zjednoczonych. Nie wyjechała jednak z USA, a więc według amerykańskiego prawa popełniła przestępstwo. Nie dość, że musiała wyjechać pod groźbą aresztu, to nie może przekroczyć granicy USA przez najbliższe 10 lat. Dziś jej adwokat tłumaczy, że kiedy Wasilewska podpisywała w sądzie dokument, nie znała na tyle dobrze angielskiego, żeby zrozumieć co się dzieje, a nikt nie zapewnił jej tłumacza. Te argumenty nie przekonały jednak amerykańskiego sądu imigracyjnego. Kobieta musiała zostawić to, na co pracowała przez pół życia: własny dom i firmę sprzątającą, którą stworzyła razem z mężem, przyjaciół. W Polsce nie ma mieszkania. Musi korzystać z gościny siostry.

Kiedy Janina Wasilewska spędzała z synem pierwszą noc w położonym niedaleko Nowego Miasta Lubawskiego domu siostry, DZIENNIK rozmawiał z jej mężem, który pozostał w Chicago.

"Jestem zmęczony i niezbyt dobrze się czuję. Zostałem sam. Dom jest pusty" - mówił Antoni Wasilewski. "Nie mogę uwierzyć w to wszystko. Mam przed sobą najnowszy numer dziennika <Chicago Tribune>. Jest tu zdjęcie prezydenta Busha poklepującego prezydenta Kaczyńskiego. Co za ironia losu! Jak to możliwe, że polscy żołnierze walczą u boku amerykańskich, a rząd wyrzuca z USA Polaków?" - pyta.

Na znak żałoby zapalił świeczkę w oknie, a amerykańską flagę, która wisi na ich domu na przedmieściach Chicago przepasał kirem. "Wie pani, co mój synek mówił, kiedy żegnałem go na lotnisku? <Tato, dlaczego jedziemy na wakacje bez ciebie? Kiedy do nas przyjedziesz?>" - opowiada łamiącym się głosem.

W czerwcu cała trójka obchodzi urodziny i dotąd co roku urządzali wspólne przyjęcie. Tym razem fetowania nie będzie. "Ale nie zamierzam się poddawać" - mówi Wasilewski, który miał więcej szczęścia od żony i za dwa tygodnie dostanie amerykańskie obywatelstwo. "Jestem człowiekiem, mężem i ojcem. Moja rodzina padła ofiarą amerykańskiego systemu imigracyjnego. I ja będę walczył, żeby to krzywdzące ludzi prawo zmienić. Będę walczył o sprawiedliwość, godność i honor".

Tony Wasilewski 17 czerwca, kiedy Amerykanie będą świętować Dzień Ojca - razem z setką imigrantów ze wszystkich stanów, pojedzie do Waszyngtonu. Staną przed Białym Domem i Kongresem. "Wszyscy oni, tak samo jak ja, zostali rozdzieleni z najbliższymi" - mówi. "Będziemy demonstrować, domagając się zmiany praw dotyczących imigrantów. Żeby nie powtarzały się więcej takie historie jak moja. Żeby sąd podejmując decyzje w takich sprawach, patrzył nie tylko na numer sprawy i papiery, ale również na człowieka.

Organizatorem demonstracji jest m.in. Koalicja Na Rzecz Praw Uchodźców i Imigrantów w stanie Illinois, która pomaga rodzinie Wasilewskich. "Teraz najważniejsze jest, aby pani Janina mogła jak najszybciej wrócić i ubiegać się o prawo do pobytu w Ameryce. Będziemy składać wniosek do amerykańskiego sądu imigracyjnego w Wiedniu, który jest władny podjąć decyzję o objęciu pani Janiny specjalnym programem dla imigrantów" - tłumaczy Katarzyna Tarczyńska z Koalicji.