Czesi mają słynny Barrandow - filmową od dekad żyłę złota, Anglicy - Pinewood, Włosi legendarną już Cinecittę z kopiami ulic Nowego Jorku, Paryża i ze starożytnym Rzymem. Teraz przyszła kolej na Polskę.

Reklama

Wczoraj minister kultury, minister obrony narodowej, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz prezesi Stowarzyszenia Filmowców Polskich i Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych podpisali porozumienie o budowie miasteczka filmowego. Gdzie? Na dawnych terenach wojskowych w Nowym Mieście nad Pilicą (Mazowsze).

"Mamy fantastyczną lokalizację i warunki. Jest tu nawet pas startowy, tylko o 200 metrów krótszy od tego na Okęciu. Już są prąd, woda, wielkie hale, a wszystko ogrodzone, czyli odpada sporo wydatków. Mamy więc szanse stworzyć w Polsce wytwórnię, która przebije wszystkie w Europie" - entuzjastycznie wylicza szefowa PISF Agnieszka Odorowicz.

Teren dla ekip filmowych faktycznie jest wymarzony: 467 hektarów, na których stanie minimum 10 hal produkcyjnych, w tym największa o powierzchni 7 tys. metrów kwadratowych. Istniejące już hangary zostaną przerobione na warsztaty do produkcji dekoracji i rekwizytów. Powstaną też stajnia dla zwierząt, szklarnia, wypożyczalnie kostiumów, broni, pojazdów, rekwizytów i studia castingowe. W miasteczku pracę dostanie około 200 osób na stałe, a w okresach, kiedy trwa produkcja filmu, nawet do 1500.

Reklama

To wszystko nie jest mrzonką. Do końca tego roku gotowa ma być dokumentacja, a już w 2008 r. rozpocznie się budowa, której koszt jest szacowany na około 100 mln euro. Wkład Polski to 15 mln euro, resztę obiecała nam już Unia Europejska z funduszy strukturalnych.

Najważniejsze, że tereny pod budowę już są - to stare lotnisko w Nowym Mieście, które przekazało Ministerstwo Obrony Narodowej. Polskie Hollywood (czy jak kto woli Pollywood) stanie 79 km od Warszawy. W przedsięwzięcie włączy się także Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego. "To olbrzymia szansa dla całego regionu" - cieszy się marszałek Adam Struzik. "Będziemy aktywnie wspierać ten projekt, m.in. poprzez rozwój infrastruktury drogowej".

Powstanie najnowocześniejszej wytwórni filmowej w Europie wspiera premier Jarosław Kaczyński.
Na wieść o budowie miasteczka filmowego polscy filmowcy zacierają ręce. "Będzie powstawało więcej filmów, polskich i międzynarodowych koprodukcji, co jest w interesie nas wszystkich, także widzów" - mówi Andrzej Jakimowski, reżyser, który zadebiutował w fabule filmem "Zmruż oczy".

Reklama

Krzysztof Krauze przestrzega jednak: "Miasteczko filmowe jest potrzebne. I możliwe, ale pod dwoma warunkami. Pierwszy, muszą się tym zająć ludzie przedsiębiorczy, odważni i z wyobraźnią. Tacy w Polsce są. Drugi, bez ulg podatkowych dla zagranicznych producentów po miasteczku będą się włóczyć tylko bezpańskie psy. Ono jednak powinno powstać, to unikalna szansa. Przypomnę słowa Felliniego: "Prawdziwymi realistami są wizjonerzy" - dodaje Krauze.

Czy jednak polskie Hollywood ma szanse przebić się przez ofertę Czechów z ich studiami Barrandow, w których filmy kręcą niemal wszyscy? I czy faktycznie okaże się początkiem odrodzenia naszego kina? Nie wszyscy w to bezgranicznie wierzą. Choćby Sławomir Idziak, wybitny polski operator filmowy, reżyser i scenarzysta.

Idziak nie przeczy, że Polsce przyda się studio filmowe z prawdziwego zdarzenia, ale ostrzega: "Sam fakt jego budowy nie jest wystarczającym powodem do euforii, że oto za jego sprawą polska kinematografia wyjdzie na prostą. Na świecie jest wiele wytwórni, które stoją puste i czekają na oferty. Był czas, gdy byliśmy dla świata bardzo atrakcyjni, bo stanowiliśmy tanią siłę roboczą, ale teraz to się zmieniło" - tłumaczy Idziak. " Dla mnie znacznie poważniejszym problemem polskiego kina niż brak dużej wytwórni jest coś innego: mentalność naszych filmowców. Mam na myśli ich przeraźliwą zaściankowość. Robimy filmy, które poza granicami kraju nikogo nie obchodzą".