Wojewoda mazowiecki wysłał kontrolerów do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jacek Sasin chce, by sprawdzili, czy pielęgniarska manifestacja przed siedzibą premiera jest zgodna z prawem. A to dlatego, że jego pracownicy nie dostali od pani prezydent kompletu dokumentów.

Są już wstępne ustalenia kontroli. Wynika z nich, że przez cztery pierwsze dni miasteczko namiotowe działało nielegalnie. A prezydent Gronkiewicz-Waltz o tym wiedziała. Wszystko zaczęło się od przemarszu ulicami Warszawy 19 czerwca. Na tę manifestację siostry miały zgodę. Demonstracja jednak nieoczekiwanie skończyła się nocowaniem przed budynkiem kancelarii. A potem budową miasteczka namiotowego.

Pielęgniarki manifestację zgłosiły w ratuszu 20 czerwca. W miasteczku chciały zostać przez tydzień. Jednak władze miasta nie pozwoliły na taką formę strajku. A to dlatego, że tego typu wydarzenia trzeba zgłaszać najpóźniej na trzy dni przed manifestacją. A w tym wypadku wszystko już trwało. Wtedy siostry złożyły drugie zawiadomienie - o manifestacji trwającej od 24 czerwca do końca miesiąca. Dostały zgodę.

Jednak jeden z prawników z urzędu wojewódzkiego twierdzi, iż to, że pielęgniarki przez kilka dni protestowały nielegalnie, było wystarczającym powodem, by prezydent Warszawy nie wydała im zgody na dalsze manifestacje - podaje "Wprost". Jeśli te informacje się potwierdzą, wojewoda może poskarżyć się do prokuratury i poprosić szefa MSWiA o usunięcie pielęgniarek siłą.