Jedna mieszka w Polsce, druga w Wielkiej Brytanii. Okazało się, że mimo znacznie wyższych zarobków na Wyspach obie utrzymują się na bardzo podobnym poziomie. Czy opłaca się więc wyjeżdżać za pracą z kraju?

Reklama

Pytani przez nas eksperci i imigranci są zgodni: zanim zdecydujesz się na wyjazd, dobrze to przemyśl. Z pierwszych badań polskiej emigracji na Wyspach zrobionych właśnie przez Instytut Badawczy ARC Rynek i Opinia wynika, że opowieści o sukcesach naszych rodaków są w dużym stopniu przesadzone.

Wprawdzie trzy czwarte pytanych ma w Wielkiej Brytanii i Irlandii stałe zajęcie, jednak większość grubo poniżej swoich kwalifikacji. Szczególnie smutne jest to, że aż 22 proc. polskich emigrantów pracujących fizycznie ma wyższe wykształcenie.

Z własnego doświadczenia zna to 33-letnia Monika Koszycka z Lublina. Kobieta skończyła studia prawnicze, ale nie mogła znaleźć dobrej pracy w rodzinnym mieście. Za namową znajomej wyjechała do Wielkiej Brytanii. "Myślałam, że z moim wykształceniem nie będę miała kłopotów ze znalezieniem tam zajęcia. Rzeczywiście, szybko znalazłam, ale w fabryce. Magister - pakowacz fasolki" - opisuje.

Reklama

Bardzo długo robiła dobrą minę do złej gry, bo było jej po prostu wstyd przyznać się bliskim, czym się zajmuje. Po 1,5 roku wróciła do kraju i prawie od razu znalazła pracę. "Byłam zaskoczona, jak wszystko się pozmieniało, ze znajomością angielskiego i wyższym wykształceniem mogłam przebierać w ofertach. Nie zarabiam może jakichś kokosów, ale uczę się czegoś nowego, no i mam szansę rozwoju" - cieszy się.

Eksperci przyznają, że w ciągu ostatnich dwóch lat sytuacja w Polsce uległa diametralnej zmianie. "Rynek pracy pracodawcy przekształcił się w rynek pracownika. Już można u nas uzyskać wynagrodzenie porównywalne z zarobkami za granicą, trzeba bowiem pamiętać, że koszty życia za granicą są znacznie wyższe niż w kraju" - tłumaczy Adam Ambrozik, ekspert Konfederacji Pracodawów Polskich.

Potwierdza to ankieta przeprowadzona przez Instytut Badawczy ARC Rynek i Opinia wśród prawie 1400 emigrantów, która zadaje kłam mitom o niewyobrażalnych wręcz zarobkach na Wyspach Brytyjskich. Okazuje się bowiem, że przeciętne wynagrodzenie waha się od 3900 do 5600 złotych. A to wystarcza tam jedynie na bieżące wydatki i przeżycie od pierwszego do pierwszego.

Reklama

Dlatego coraz więcej Polaków decyduje się na powrót do kraju. Jednym z nich jest 25-letni Jarek Z. z Legnicy (prosi o anonimowość, gdyż pracował na czarno). W Polsce rzucił nieźle płatną pracę montera okien i wyjechał do Londynu, zostawiając żonę i dzieci. "Rzeczywistość wcale nie okazała się taka różowa. Zarabiałem zaledwie dwa razy więcej niż w kraju, a do tego samotność i tęsknota. Po połowie roku wróciłem z nadzieją, że były szef się zlituje i z powrotem przyjmie mnie do pracy" - wspomina.

Z koszmarem rozłąki borykają się obecnie setki tysięcy Polaków (szacunki mówią nawet o 1,5 mln). Nie bez znaczenia jest także frustracja wynikająca z pracy poniżej ambicji i kwalifikacji. "Wielu z nich nie potrafi sobie poradzić w nowej rzeczywistości. Ale nie widzi już rozwiązania. Sprzedało dobytek w Polsce i nie ma do czego wracać. Poza tym od emigrantów zarobkowych oczekuje się sukcesów. To ogromna presja społeczna, którą mogą okupić depresją, alkoholizmem, a nawet samobójstwem" - ostrzega doc. Joanna Meder z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

Dużym problemem jest także brak oparcia w rodzinie. "Dlatego zanim ktoś zdecyduje się na wyjazd, powinien bardzo dobrze to przemyśleć i nie palić za sobą wszystkich mostów. Najlepiej wyjechać na próbę. Poza tym, moim zdaniem, żadne pieniądze nie są warte rozłąki z bliskimi" - dodaje psychiatra, która sama w latach 80. zamiast robić karierę naukową w Stanach Zjednoczonych, wróciła do Polski.



MAGDALENA JANCZEWSKA: Od marca pracuje pan w Londynie, rodzina została w Polsce. Jak pan znosi rozłąkę?
KAZIMIERZ MARCINKIEWICZ
: Ciężko jest. Żadne zdobycze techniki, telefony, internet tego nie zagłuszą. Ta tęsknota za rodziną aż boli. Tutaj się jest jakby w zawieszeniu, a sercem zawsze z bliskimi. Podtrzymuje mnie na duchu tylko świadomość, że za dwa lata wracam do kraju. Poza tym jestem tu z innych pobudek. Nie przyjechałem do Londynu po to, aby się dorabiać - reprezentuję Polskę.

A nie mógł pan poszukać pracy w kraju?

Ależ ja szukałem... a stało się tak, jak się stało. I dobrze. Jestem człowiekiem czynu, lubię wyzwania.

Rok temu urodził się panu wnuczek, zaczyna mówić, chodzić. To wszystko panu umyka. Nie żal tych niepowtarzalnych chwil?
(długa cisza) Na szczęście jeszcze mnie poznaje i jak mnie widzi, to mówi: dziadzia. Staram się przyjeżdżać do Polski jak najczęściej, tak co dwa, trzy tygodnie. A jak nie mogę się wybrać do Gorzowa, to żona przyjeżdża do Warszawy, gdzie często bywam służbowo. Poza tym dużo pracuję i biegam, to pozwala mi jakoś zabić tęsknotę.

A kiedy był pan ostatnio w kinie, teatrze albo na zwykłym prywatnym spotkaniu?
Muszę się zastanowić. O wiem! Byłem w niedzielę na grillu u kolegi, który jest szefem kuchni jednej z restauracji w Londynie. W kinie i teatrze jeszcze tutaj nie byłem. To staram się robić wspólnie z rodziną w Polsce. Na dłuższą metę nie można prowadzić takiego życia samotnika.

Odradziłby pan Polakom, którzy właśnie zastanawiają nad emigracją, wyjazd za pracą?

Jestem od tego jak najdalszy. Za bardzo sobie cenię wolność, w końcu całe życie walczyłem, aby każdy miał prawo wyboru swojego losu. Ale decyzję w tej sprawie trzeba bardzo poważnie przemyśleć i przekalkulować. Ja zwsze tłumaczę spotkanym tu Polakom, że w ojczyźnie może nie zarobią tak dużych pieniędzy, ale z pewnością znajdą o wiele większe możliwości rozwoju i zrobienia kariery.

I co oni na to?

Reagują bardzo różnie. Wielu takich jak ja jest tu tylko tymczasowo. Zdobywają nowe doświadczenia, umiejętności i wrócą z nimi do kraju. Ale są i tacy, którym jest tu dobrze i zamierzają tu zostać. Nie widzą już dla siebie miejsca w Polsce.

Są już straceni dla naszego kraju?
Wszystko zależy od polityków. Muszą stworzyć w kraju dobre warunki do życia i pracy, zmniejszyć podatki i uprościć procedury biurokratyczne prowadzenia działalności gospodarczej. Wtedy, głęboko w to wierzę, Polacy będą wracać do kraju.















Kazimierz Marcinkiewicz, były premier RP, od marca pracuje w Londynie w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, gdzie zasiada w Radzie Dyrektorów jako reprezentant Polski.