Na stronach MON (www.cwmp.wp.mil.pl) ukazały się oferty dla tłumaczy. Powinni mieć obywatelstwo polskie, dobrze znać języki i mieć kilkuletnią praktykę. Najbardziej potrzeba ludzi w Iraku i Afganistanie. Ale nikt się do takich wyjazdów nie garnie.

"Irakijczycy mieszkający w Polsce nie chcą być uznani za zdrajców pracujących dla okupantów. Poza tym boją się, że zostaną zamordowani" - mówi DZIENNIKOWI były pracownik ambasady irackiej w Polsce. Jak twierdzi, słyszał o Irakijczyku, który w 2005 r. pracował dla Amerykanów oraz Polaków i został postrzelony: "Kula przeorała mu głowę, na szczęście przeżył. Ale uciekł z własnego kraju, bo się bał".

Trudno też o chętnych wśród absolwentów uniwersytetów. "Bardzo mało jest w Polsce osób znających język pasztu, popularny w Afganistanie. W Warszawie wcale się go nie uczy, bo nie udało się uruchomić studiów afganologicznych. Łatwiej natomiast znaleźć osobę posługującą się językiem dari, dialektem perskiego, za pomocą którego także można komunikować się w Afganistanie. Tutaj daliby radę iraniści, którzy są w Warszawie i Krakowie" - ocenia prof. Marek Dziekan, arabista z Uniwersytetu Łódzkiego.

Zaznacza, że stosunkowo najłatwiej o ludzi znających literacki język arabski, którym można posługiwać się w Iraku. "Co roku jest około 20 absolwentów z Warszawy, Krakowa i Poznania" - dodaje. Tyle że wolą raczej związać się z ośrodkami naukowymi. "Tam, gdzie można stracić głowę, jedzie tylko ten, kto nie ma co jeść, albo ten, kto lubi ryzyko i przygodę" - komentuje prof. Dziekan.

Gdy brakuje tłumaczy wojskowi, zwłaszcza zajmujący się kontaktami z cywilami, nie mogą wykonywać swojej pracy. "W Iraku i Afganistanie tłumacze odgrywają kluczową rolę" - mówi płk Witold Klinger, dowódca Centralnej Grupy Działań Psychologicznych w Bydgoszczy. Tłumacz nie może być przypadkowym człowiekiem z ulicy, znającym kilka słów, ale profesjonalistą, który zna skomplikowane terminy. "I musi to być człowiek przekonany o słuszności naszej misji" - uważa pułkownik.

Chętnych brakuje, mimo że armia podnosi stawki. "Tłumacze I - IV kontyngentu w Iraku dostawali po około 1600 dolarów na rękę, co wtedy dawało 6 tys. zł plus 800 zł pensji krajowej" - mówi absolwent arabistyki, który pracował dla wojska. "Obecnie w Afganistanie tłumacz otrzymuje 7462 zł należności za pobyt na misji oraz 936 zł uposażenia krajowego" - informuje Jarosław Rybak, rzecznik MON. Nie chce jednak zdradzić, ilu ludzi potrzeba.

"Ja bym teraz nie pojechał" - mówi absolwent arabistyki. "Co chwila atak z moździerzy. To loteria!" - wyjaśnia. Jego zdaniem najbardziej zagrożeni są jednak tłumacze miejscowi.

Kilka dni temu Dania zrobiła rzecz bez precedensu. Wycofując kontyngent z Iraku, zabrała ze sobą 200 Irakijczyków, którzy pracowali dla wojska, w tym 80 tłumaczy. Dostali wizy, będą mogli ubiegać się o azyl. Pomysł narodził się po tym, jak w grudniu ub.r. jeden z ich kolegów został zamordowany.