Dochodziła godz. 6.30. Tu po przekroczeniu granicy z Belgią w autobusie jadącym z Chełma do Dublina zmienili się kierowcy. Za kierownicą usiadł Andrzej F. - pisze "Fakt".

Reklama

"Wyglądał na zmęczonego" - mówi Stanisław Chmielnicki. Do tego pogoda była fatalna. Na autostradzie wiał silny wiatr i padał ulewny deszcz. Tuż po wjeździe do Francji kierowca chciał zjechać na parking leżący przy autostradzie.

Wrzucił kierunkowskaz i skręcił w prawo, na zjazd. Kilkaset metrów dalej zjazd skręcał ostro w lewo, ale kierowca nie przyhamował - pisze "Fakt".

"Nagle autobus zaczął się chwiać na wszystkie strony, obudziłem się" - opowiada Piotr Kozłowski, jeden z pasażerów. "Za oknem było widać ścianę deszczu i mgłę".

"Tył autobusu zaczął tańczyć, jakby jechał po lodzie" - mówi "Faktowi" Stanisław Chmielewski. "Nagle tylne koła uderzyły w krawężnik i wtedy zaczęło się piekło"

Pojazd wpadł w poślizg. Zachwiał się, przechylił na prawy bok i przewrócił się na barierkę. Sunął tak, a stal cięła bok i wybijała szyby.

"Siedziałem przy oknie właśnie po prawej stronie" - mówi Piotr Kozłowski. "Pokaleczyłem się o rozbitą szyb, inni zaczęli na mnie spadać, przydusili mnie".

Reklama

Ludzie wpadali na siebie, raniąc się o rozbijane szyby. Dwie kobiety wypadły na zewnątrz. Jedną z nich zmiażdżył autobus, przewracając się na asfalt - pisze "Fakt".

"To było straszne, ludzie krzyczeli i potwornie krwawili. Przez cały czas krew mieszała się z deszczem" - mówi Stanisław Chmielewski.

Straż, policja i pogotowie ratunkowe zorganizowali koło autokaru szpital polowy w specjalnym namiocie. Na miejscu zginęły dwie osoby. Początkowo odkryto jedno ciało, ale po postawieniu autokaru na koła, okazało się, że pod nim leżała druga zmiażdżona ofiara. Trzecia osoba zmarła w drodze do szpitala. Wszystkie to kobiety.

"Moja siostra nie żyje, zostałem sam" - mówi "Faktowi" Michał Wroński. "Jechaliśmy do mamy, która pracuje w Londynie, pozwiedzać. A moja siostra Wioletta tak bardzo chciała pochwalić się mamie dyplomem z pedagogiki".

Rannych rozmieszczono w trzech szpitalach - 21 w Dunkierce we Francji, troje w Ostendzie i troje w Veurne w Belgii. "Mam teraz wiele szwów na rękach i na głowie" - mówi Piotr Kozłowski. "Bardziej ranna jest moja znajoma, Asia".

Autokar wyruszył z Chełma (woj. lubelskie) i jechał przez Polskę, zabierając pasażerów. Joanna Gruszecka i Piotr Kozłowski wsiedli do autokaru w Koninie i jechali do Slough w Anglii na wakacje. "Chciałem odwiedzić brata, który tam pracuje" - dodaje Piotr.

Pani Joanna przeszła operację w szpitalu w Dunkierce. Lekarze zszywali jej ścięgna i nerwy w poharatanych przegubach rąk. W tym samym szpitalu pozostawiono na obserwacji Małgorzatę Kowalczyk z Zamościa, która ma uszkodzony kręgosłup. Obie są wśród sześciorga ciężko rannych pasażerów, którzy musieli jeszcze zostać w szpitalach.

Pozostali, po opatrzeniu, szybko zostali wypisani ze szpitali. Musieli jeszcze zostać przesłuchani przez policję. Większość z nich wyruszyła w dalszą drogę. Krzysztof Sosnowski z Pionek bardzo szybko zadzwonił do żony Marty, że jest cały i zdrowy.

"Razem z trzema kolegami jechał do pracy w hurtowni w Londynie" - mówi jego żona. Żona Roberta Hernika, dzięki "Faktowi", dowiedziała się, że jej mężowi nic się nie stało, że nie jest nawet ranny.

Stałą linię autokarową z Zamościa do Londynu i Dublina prowadzi zamojska firma Polonia Transport. Państwowa Inspekcja Drogowa parę godzin po wypadku wkroczyła do niej na kontrolę. I z miejsca odkryła w dokumentacji 15 przekroczeń czasu pracy kierowców.

"Autokar marki Setra, który jechał do Dublina, był nowy i nowoczesny" - zarzeka się dyrektor firmy, Marek Paszt. "Nie miał jeszcze roku i nadal jeździł na gwarancji".

O pierwszych ustaleniach francuskiej policji poinformował polski konsul generalny w Lille, Eugeniusz Kowalski, który tłumaczył policjantom słowa kierowcy.

"Kierowca był bardzo długo przesłuchiwany" - powiedział konsul. "Ustalono, że prędkość nie była dostosowana do warunków. Jechał 88 km/godz., choć na zjeździe z autostrady obowiązuje mniejsza. Był przekonany, że nadal jedzie po pasie autostrady".



Widział, jak siostra wykrwawia się na śmierć

17-letni Michał Wroński ma wciąż straszny obraz przed oczami. Wywrócony autobus, stłuczone szyby, leżący na poboczu ranni, karetki pogotowia. Słyszy krzyki, jęki, wołania o pomoc - pisze "Fakt". Jeszcze do niego nie dociera, że w wypadku pod Dunkierką stracił ukochaną siostrę.

Michał z miejscowości Sielec, sto kilometrów od Łodzi, jechał do Londynu, żeby odwiedzić mamę. Podróżował razem z siostrą. Wioletta siedziała za nim.

"Włos mi z głowy nie spadł. Nawet siniaka nie mam" - opowiada nam kilka godzin po katastrofie. "Nawet zadrapania".

Dla rodzeństwa to była długo wyczekiwana wycieczka. Tata Marek został w domu. Mama Barbara od kilku miesięcy mieszka i pracuje w Londynie - pisze "Fakt".

"Wioletta jechała pochwalić się dyplomem mamie. Skończyła studia, pedagogikę resocjalizacyjną" - mówi Michał.
Siedział z przodu autokaru, po tej stronie, na którą wywrócił się autobus.

"Przy oknie. Przy tym samym, co siostra. Tylko że przed nią" - opowiada "Faktowi".

Wszystko stało się w ułamku sekund. Michał obudził się tuż przed wypadkiem. Większość podróżnych spała. On zaczął sobie układać w głowie plan pobytu w Londynie. Zegarek pokazywał 6.30.

"I nagle poczułem szarpnięcie. Potężne. Wystawiłem głowę nad siedzenie, autobus już praktycznie spadał, kładł się na bok. Chwytałem się siedzeń przede mną. Po to, aby tylko nie wypaść przez okno" - przypomina sobie. Michał wyszedł z autobusu o własnych siłach.

"Jak już autobus leżał, jacyś mężczyźni wybili przednią szybę. Z autokaru wyszło jeszcze kilka zakrwawionych osób" - relacjonuje "Faktowi" chłopak.

"Ja miałem bardzo dużo szczęścia" - mówi Michał. "Cieszę się, że żyję. Wioli los nie sprzyjał" - dodaje.
Siostra Michała nie zdążyła chwycić się siedzenia. Wypadła przez okno. Nadziała się na odłamki szkła. Wykrwawiła się na śmierć. Nie pomogła błyskawiczna reanimacja.

"Teraz najbardziej boję się o mamę i o babcię. Jak przeżyją stratę Wioletty" - zastanawia się Michał. Chłopak trafił do francuskiego szpitala. Długo rozmawiał z psychologiem.

"Ta rozmowa dużo mi dała" - mówi Michał. Chce kontynuować podróż do Londynu. Tam czeka na niego zrozpaczona mama.