Projekt zakłada, że sowicie opłacanym arbitrom nie będzie się opłacało brać łapówek. Będą przywileje, ale też wyrzeczenia. Jak dowiedział się DZIENNIK, każdy zawodowy arbiter co jakiś czas będzie sprawdzany na wariografie. Specjalna brygada wyposażona w wykrywacz kłamstw niezapowiedzianie może zjawić się na stadionie po meczu i przeprowadzić badanie. Sędzia nie będzie miał prawa odmówić, podobnie jak zawodnik badań antydopingowych. Pytanie tylko, czy pomysł zostanie zaakceptowany przez Polski Związek Piłki Nożnej. Bez akceptacji futbolowej centrali projekt nie ruszy, a skądinąd wiadomo, że Michał Listkiewicz i spółka nieformalnie są w opozycji do Ekstraklasy SA.

Reklama

Zawodowstwo wśród arbitrów ma zostać wprowadzone już w przyszłym roku. Poprzedzą to jednak kilkumiesięczne testy. Królikiem doświadczalnym lub jak kto woli - pierwszym polskim zawodowym sędzią piłkarskim ma być Grzegorz Gilewski. W powszechnej opinii środowiska piłkarskiego ten pochodzący z Radomia 33-latek jest najuczciwszym polskim arbitrem, jednym z nielicznych, który uchował się, robiąc karierę bez korzystania z pomocy tak zwanej sędziowskiej mafii.

Gilewski, z zawodu nauczyciel wychowania fizycznego, od kilku lat należy do grupy "Elite" zrzeszającej najlepszych sędziów w Europie. Jako pierwszy w Polsce, w dodatku z własnych pieniędzy, kupił urządzenie, dzięki któremu ma podczas meczu łączność radiową ze swoimi asystentami - Maciejem Wierzbowskim i Rafałem Rostkowskim. Obecnie cała trójka jest w Korei, gdzie sędziuje mecze mistrzostw świata juniorów do lat 17. Fachowcy wróżą Gilewskiemu wielką karierę.

Jaki jest cel wprowadzenia zawodowstwa wśród polskich sędziów piłkarskich? Nowy projekt Ekstraklasy SA ma nie tylko ograniczyć korupcję, ale też wyraźnie podnieść poziom prowadzenia spotkań. Po wydarzeniach w ostatnich miesiącach i całym zastępie sędziów, którzy zostali zatrzymani przez prokuratora, tym, którzy nawet są uczciwi, trzęsą się nogi. Zestresowani, zdenerwowani, zahukani, popełniają koszmarne błędy. Po każdej serii spotkań niemal tyle samo mówi się o grze piłkarzy, co o fatalnych decyzjach arbitrów. Wprowadzenie profesjonalistów z gwizdkami na futbolowe stadiony ma radykalnie zmienić tę sytuację.

Reklama

"Nie mamy ostatnio dobrej prasy, sędziowie są pod dużą presją. Musimy też dawać szansę młodzieży, bo wielu arbitrów jest zawieszonych z powodu zamieszania w aferę korupcyjną" - wyjaśnia Sławomir Stempniewski, szef polskich sędziów, były arbiter, który jako pierwszy rzucił pomysł badania ich wariografem. "Jeśli będą dobrze zarabiać i mieć więcej pieniędzy oraz czasu na przygotowania, będą mylić się rzadziej. Razem z prezesem Ekstraklasy SA Andrzejem Rusko uważamy, że przejście sędziów na profesjonalizm to konieczność. Skoro prowadzą mecze zawodowców, to sami powinni być zawodowcami" - dodaje Stempniewski.

Prezes PZPN Michał Listkiewicz przestrzega jednak przed zbyt szybkim wprowadzaniem zmian: "Nie wolno skakać do basenu, gdy nie wiadomo, ile jest w nim wody" - mówi w swoim stylu. "Trzeba najpierw znaleźć odpowiednie pieniądze, potem pomyśleć, jak mają wyglądać umowy o pracę, a jak sprawy ubezpieczeniowe. Na koniec zostaje nam problem wieku: sędziować można do 45. roku życia. I co ma potem zrobić taki zawodowiec, który całe życie biegał po boisku? Gdyby mnie przed laty ktoś zaproponował taki profesjonalizm, bardzo bym się zastanawiał nad tą ofertą. Ale z drugiej strony warto pamiętać, że nawet na Seszelach jest trójka zawodowych sędziów. W tym kierunku to wszystko zmierza".

Grupę czołowych sędziów już zapytano, czy byliby skłonni podpisać kontrakty ze spółką Ekstraklasa SA. Wszyscy wstępnie się zgodzili.

"Trzeba tylko się zastanowić nad szczegółami. W Anglii 15 arbitrów Premiership zarabia ok. 85 tys. funtów rocznie plus premie za mecze. We Włoszech na sędziów wydaje się 2 miliony euro rocznie, a w każdą środę przed ligową kolejką zbiera się ich na specjalnym zgrupowaniu. To takie półzawodowstwo, które w Polscy chyba byłoby najlepszym rozwiązaniem" - mówi Hubert Siejewicz, najmłodszy ligowy sędzia, z którym wiąże się spore nadzieje.

Reklama

"Ja jestem pracownikiem administracji samorządowej. Od poniedziałku do piątku nie myślę o sędziowaniu, przygotowania do meczu zaczynam więc późno. Zawodowstwo pozwoliłoby się skupić na najbliższym spotkaniu. Sędziowie mieliby pieniądze na odżywki, odnowę biologiczną, pociąg pierwszej klasy. W tygodniu odpoczywaliby psychicznie, a to moim zdaniem znacznie ograniczałoby możliwość błędu. A jak ktoś jest uczciwy, to nie ma prawa bać się wariografu" - analizuje Siejewicz.

"Prezes FIFA Sepp Blatter powiedział, że najlepsi sędziowie muszą być zawodowcami, idziemy więc w dobrym kierunku" - mówi Stempniewski. "Chcemy otworzyć Polakom drogę do wielkich imprez i pomóc im podnosić umiejętności. Może wtedy mniej będzie narzekania na poziom prowadzenia meczów ligowych. Jestem zwolennikiem systemu, w którym sędzia mógłby też trochę czasu poświęcać na zwykłą pracę. Niemiec Markus Merk jest dentystą, nadal praktykuje, ale 80 proc. czasu zajmuje mu praca sędziego. To dobre proporcje. Zrobimy zawód z tego, co na razie jest hobby" - zapowiada szef sędziów.

Pierwszoligowy sędzia zarabia obecnie 2400 złotych brutto za mecz. Z tych pieniędzy musi opłacić przejazd, ewentualnie hotel, kupić sobie sprzęt na mecz. "To za mało" - mówi Stempniewski i zapowiada rychłe podwyżki. Ile zarabiałby zawodowiec? Działacze unikają tego tematu, ale nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że byłaby to równowartość zarobków z 6 meczów miesięcznie. Czyli po podwyżce ponad 15 tys. złotych.



ŻELISŁAW ŻYŻYŃSKI: Skąd wziął się pomysł wprowadzania zawodowstwa wśród polskich sędziów?
MICHAŁ LISTKIEWICZ*: Narodził się dawno temu, ale dopiero teraz nabrał realnych kształtów. FIFA stawia sprawę jasno: najlepsi sędziowie mają być zawodowcami i dlatego jestem przekonany, że najpóźniej wiosną będziemy mieć pierwszych profesjonalistów. Najpoważniejszym kandydatem jest Grzegorz Gilewski i jego dwaj asystenci. Ta trójka ma ogromną szansę wyjechać na finały mistrzostw świata w 2010 r., a tam będą już chyba sami zawodowcy. Mamy zamiar usiąść do rozmów zaraz po jego powrocie z Korei, z mistrzostw świata do lat 17.

Zawodowstwo sprawi, że sędziowie nie będą już uważani za najbardziej skorumpowaną grupę zawodową? Że nie będą się mylić?
Będą niestety popełniać pomyłki, ale mam nadzieję, że rzadziej. Głównie dlatego, że będą mogli lepiej przygotować się do pracy. Proszę spojrzeć na takiego Anglika Grahama Polla, który był zawodowcem, a robił dziecinne wręcz błędy. A co do korupcji... Cóż, pewne pokusy na pewno nie znikną, ale lepsze zarobki i spore perspektywy sprawią, że będzie się łatwiej tym pokusom oprzeć. Profesjonalistą, i to nieźle zarabiającym, był sędzia Tim Donaghy z NBA, a przecież przyznał się do ustawiania meczów w najlepszej koszykarskiej lidze świata.

Teraz grozi mu 25 lat więzienia, a sędziowie w polskiej ekstraklasie wyglądają na bezkarnych. Może zmusić ich, by przed podpisaniem kontraktu przechodzili test na wykrywaczu kłamstw? I spytać, czy nigdy nie ustawili meczów?
Ja nie mam przekonania do wariografu. Nie wiem zresztą, czy nie łamalibyśmy prawa, zmuszając kogoś do takiego badania. I tak jak pomysł wprowadzania zawodowstwa uważam za dobry i realny, tak ten zdecydowanie neguję.

* Michał Listkiewicz, prezes PZPN i były sędzia międzynarodowy. Był asystentem głównego arbitra podczas finału mistrzostw świata w 1990 r.