ARTUR GRABEK: IMGW przekonuje, że nie dało się przewidzieć nawałnicy, która przeszła nad Dolnym Śląskiem. Dlaczego?
ANDRZEJ HAŃSKI*: Wysokość i rozkład przestrzenny opadu są najtrudniejszymi do prognozowania elementami pogody. Modele meteorologiczne dają rozbieżne wyniki dotyczące tych wartości. Wynika to z tego, że w chmurze burzowej następują ciągłe zmiany. W czasie rzeczywistym następuje proces tworzenia chmur, który wpływa na intensywność opadu i jego rozkład.
To oznacza, że jesteśmy bezradni. Przede wszystkim służby, które mają dbać o bezpieczeństwo ludności.
Obawiam się, że gdyby informacja o nawałnicy pojawiła się kilka godzin wcześniej, służby i tak nie miałyby szans w walce z tym żywiołem. Warto zapytać, czy w tym rejonie były opracowywane scenariusze na taką ewentualność. Z tego co wiem, po takich klęskach w większości wypadków okazuje się, że takich scenariuszy nie było.
Reklama
Nikt nie zakłada, że mały strumień może zamienić się w potok powalający domy?
Reklama
Chodzi o bardziej prozaiczne sprawy, jak choćby wyznaczenie aktualnych stref zagrożenia powodziowego
To już trzecia powódź w tym roku. Czy zmienia się klimat?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Choć częstotliwość tych zjawisk nie jest naturalna. Oprócz fal powodziowych w maju i czerwcu istniało też realne zagrożenie falą roztopową. Klimatolodzy tłumaczą, że zmiany klimatu przejawiają się właśnie nasileniem zjawisk ekstremalnych, więc należy się spodziewać, że nie jest to wyjątkowy rok, ale że takie zjawiska będą się pojawiać częściej.
*Andrzej Hański jest kierownikiem Biura Prognoz Hydrologicznych IMGW w Poznaniu