Wycofania 10 zdjęć, zamieszczonych w książce Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie, domaga się od wydawcy autor zdjęć Józef Drogoń. Jego zdaniem, zdjęcia zostały zamieszczone w książce bezprawnie, ponieważ on udzielił zgody tylko na wykorzystanie ich w pracy magisterskiej."Pozew w tej sprawie został w czwartek złożony w Sądzie Okręgowym w Krakowie" - powiedział reprezentujący Drogonia mec. Ryszard Rydiger.
Fotograf domaga się od spółki Arcana zaprzestania zamieszczania i rozpowszechniania zdjęć jego autorstwa w książce "Lech Wałęsa. Idea i Historia", zniszczenia pozostałego nakładu i zamieszczenia przeprosin w prasie za bezprawne wykorzystanie fotografii. Jak podnosi, udzielił Pawłowi Zyzakowi pozwolenia jedynie na wykorzystanie zdjęć w jego pracy magisterskiej. Nie udzielał natomiast zgody na wykorzystanie fotografii w innych publikacjach w celach handlowych. Nikt też o pozwolenie na takie wykorzystanie zdjęć się do niego nie zgłaszał.
"Robiłem wiele zdjęć, mam ogromne archiwum, które udostępniam historykom, dziennikarzom, jeżeli o to poproszą. Oczywiście bezpłatnie, bo robiłem je dla historii. Dlatego nie zgadzam się na wykorzystanie ich w celach marketingowych, ani na takie traktowanie" - powiedział Józef Drogoń. Pozew zawiera jednocześnie wniosek o zabezpieczenie powództwa poprzez zakaz sprzedaż pozostałego nakładu książki.
Jak podkreślił Drogoń, mimo zgłaszanych zastrzeżeń wydawca nie odpowiedział na list adwokata. Jak dowiedziała się w czwartek PAP w spółce Arcana, jest ona zainteresowana ugodowym zakończeniem sprawy i prowadziła rozmowy z autorem zdjęć. Informacji tych nie potwierdził Józef Drogoń. Nie jest to pierwszy pozew przeciwko wydawcy książki Pawła Zyzaka. Pierwszy złożył mec. Ryszard Rydiger, podnosząc, że książka narusza jego dobra osobiste, jakimi są jego pamięć i szacunek dla Lecha Wałęsy. Sąd prawomocnie oddalił ten pozew, uznając, że dobra osobiste adwokata nie zostały naruszone.
Kolejny pozew złożyła córka Lecha Wałęsy Anna Domińska, podnosząc, że publikacja narusza jej uczucia, wyrażające się szacunkiem i miłością do ojca oraz jej poczucie godności osobistej; że rozpowszechnia inwektywy i oszczerstwa dotyczące Wałęsy, wnosząc w ten sposób do sfery publicznej kłamliwe informacje na jego temat.
Sąd pierwszej instancji częściowo uznał jej powództwo. Stwierdził, że do naruszenia dóbr Anny Domińskiej doszło poprzez wpisy w kalendarium książki dat o zarejestrowaniu i wyrejestrowaniu Lecha Wałęsy, jako TW SB - wbrew wyrokowi sądu lustracyjnego, o którym nie napisano w książce. Jednak sąd apelacyjny powództwo oddalił, uznając, iż nie wykazano naruszenia dóbr osobistych, ponieważ Domińska nie stanęła przed sądem i nie przedstawiła swoich racji.
Obecnie reprezentujący Annę Domińską mec. Ryszard Rydiger przygotowuje kasację. Wydana przez spółkę Arcana książka "Lech Wałęsa. Idea i historia" jest oparta na obronionej w czerwcu 2008 r. na Uniwersytecie Jagiellońskim pracy magisterskiej Zyzaka. Jej promotorem był dr Andrzej Nowak - redaktor naczelny krakowskiego miesięcznika "Arcana". Publikacja wzbudziła wiele kontrowersji.
Komentarze(38)
Pokaż:
A może to ja, Stanisław Remuszko, mam do Wałęsy jakieś prywatne uprzedzenia, może jestem w powyższych refleksjach odosobniony? Tak? To popatrzmy, co w tej samej gazecie można było przeczytać tydzień później:
Przegląd prasy "Po wyroku na Lecha Wałęsę (komentarze prawicowych tytułów)": Monika Rotulska, "Nasz Dziennik" - Wiele się tu nie zgadza. Jeśli kiedyś miałam jakieś wątpliwości, to proces jeszcze je pogłębił. Piotr Bączek, "Głos" - W tychże właśnie dokumentach, na które powołują się obrońcy Wałęsy, zawarte jest wyraźne stwierdzenie, że TW "Bolek" to Lech Wałęsa i że chodzi tu o przedłużenie współpracy. Te same dokumenty raz więc są uważane za wiarygodne, a raz za niewiarygodne? Piotr Zaremba, "Nowe Państwo" - Czy znamy inny kraj demokratyczny, gdzie prezydent wyjąłby z własnej teczki tajne dokumenty, a nikt nie miał ochoty go o to zapytać? ("Życie" z 25 sierpnia 2000).
I obok znamienny głos profesora Bogusława Wolniewicza (list do redakcji): Sąd lustracyjny nie tylko nie wyjaśnił, ale nawet nie podjął okoliczności dla p. Wałęsy najbardziej obciążającej: "wypożyczenia" przez jego prezydencką kancelarię tzw. akt "Bolka" i zwrotu potem tych akt w stanie zdekompletowanym. Replika waszej Redakcji jest niezadowalająca i wyraźnie tendencyjna. "Jest wyrok sądu, sprawa zostaje zamknięta", a to, że "sąd czegoś tam nie sprawdził, czegoś nie uwzględnił", nie ma jakoby większego znaczenia. Otóż ma, i to duże, bo rzecz dotyczy nie "czegoś tam", lecz głównej okoliczności obciążającej.
Wyrok Sądu Lustracyjnego, który taką okoliczność pomija, nie tylko nie zamyka sprawy p. Wałęsy, ale, co gorsza, otwiera sprawę nową: bezstronności i rzetelności samego tego sądu.
Moim (Stanisława Remuszki) zdaniem chyba było tak. Lech Wałęsa, jako dwudziestolatek, został przez bezpiekę w ten czy inny sposób nakłoniony do tajnej kolaboracji. Kilka lat później znalazł jednak w sobie dość siły, by tę współpracę zerwać, a przez następne kilkanaście lat z nadwyżką odkupił ów polityczny "grzech młodości". Potem, już jako głowa państwa, wykorzystał to najwyższe stanowisko do zatarcia śladów własnej agenturalnej przeszłości. Udało mu się to całkiem nieźle, ale pozostawił z kolei nazbyt wiele nazbyt oczywistych śladów owego zacierania.
Dlaczego tak brzydko postąpił jako prezydent? Dlaczego ukrywa prawdę również dziś? Dlaczego, tyle uczyniwszy dla Polski, nie potrafi przyznać się do błędu sprzed ćwierć wieku? Są to pytania do psychologów i spowiedników oraz przyjaciół i hagiografów Wałęsy, przede wszystkim zaś - do niego samego. Natomiast sędziów, prokuratorów i obywateli demokratycznego państwa obowiązują ustawy. W tym - ustawa lustracyjna. Podlegają jej wszyscy kandydaci na prezydenta Rzeczypospolitej. Także legendarny przywódca "Solidarności", człowiek-symbol, Lech Wałęsa
Sierpniowy komunikat Centrum Badania Opinii Społecznej: Reprezentatywnej próbie 1036 Polaków zadano pytanie, co powinno się stać, jeśli jakiegoś wysokiego urzędnika państwowego lub posła podejrzewa się o kłamstwo lustracyjne, czyli zatajenie współpracy z tajnymi służbami PRL? Aż 92% ankietowanych odparło, że ludzie tacy powinni odejść ze stanowiska (55% - że po prawomocnym wyroku sądu, a 37% - że już wtedy, gdy stawia się im sam zarzut kłamstwa).
Polacy znani są z tego, że chętnie wybaczają. Nie trzeba padać na kolana, wystarczy po prostu przyznać się do winy i powiedzieć zwykłe "przepraszam". Ale moi rodacy, z czego jestem bardzo dumny, organicznie nie cierpią kłamstwa (zwłaszcza u osób, którym zaufali). Czemu? Pewnie dlatego, że nad inne wartości przedkładają tę elementarną: prawdę.
Termin złożenia apelacji w sprawie Wałęsy upływa 5 września 2000. Co zrobi Rzecznik Interesu Publicznego? (31-VIII-2000)
Stanisław Remuszko
* * *
Mimo chwalebnej powściągliwości prokuratora Goszczyńskiego, udało mi się dotrzeć do tajnych akt tamtej sprawy (sygn. V Ds 177/96), i jest w nich (reprodukowane obok) postanowienie prokuratora warszawskiej prokuratury wojewódzkiej pani mgr. Małgorzaty Nowak z 28 listopada 1996, które tu skrótowo zacytuję w najistotniejszym fragmencie: ...po rozpoznaniu zawiadomienia szefa UOP [Andrzeja Kapkowskiego - S.R.] z 28 października 1996 nr Z-01472/I/96 na podstawie art. 257 § 1 kpk postanawia wszcząć śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień oraz niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy MSW oraz UOP polegających na przekazywaniu w latach 1992-4 Prezydentowi RP dokumentów tajnych specjalnego znaczenia dotyczących jego osoby w sposób sprzeczny z przepisami, co doprowadziło do usunięcia tych dokumentów z dyspozycji właściwych organów Państwa (...) Po otwarciu zwróconych do UOP materiałów stwierdzono brak dokumentów znajdujących się w teczkach od nr I do XII.
Śledztwo to pod rządami AWS zostało ostatecznie umorzone, a w uzasadnieniu można przeczytać, iż nie da się przedstawić zarzutów ze względu na chroniący Lecha Wałęsę... immunitet prezydencki!
[Notabene, bracia Kaczyńscy braćmi Kaczyńskimi, IV Rzeczpospolita IV Rzeczpospolitą, ale ktoś wciąż ma długie ręce, skoro w.w. akta sprawy, które przez lata spokojnie leżały w archiwum, gdy tylko zacząłem (8 marca 2006) oficjalnie starać się o dostęp do nich - w nagłym trybie zostały zabrane z warszawskiej Prokuratury Okręgowej do Prokuratury Krajowej (4 kwietnia 2006). Przedziwnym zbiegiem okoliczności, akurat w tym samym czasie rozpoczął się spektakularny proces, który Lech Wałesa wytoczył Krzysztofowi Wyszkowskiemu za to, iż ten publicznie nazwał go "Bolkiem"...]
* * *
List do RIP
Wielce Szanowny Panie Sędzio,
Właśnie kończę pisać spory artykuł na temat ewentualnej agenturalności Lecha Wałęsy w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, bardzo starałem się zachować bezstronność i rzetelność, zrobiłem porządną kwerendę faktograficzno-dokumentalną, i byłbym wielce rad, gdybym mógł dostać odpowiedź na jedno jedyne pytanie, które mi publicystycznie zostało: czemu w 2000. roku Rzecznik Interesu Publicznego nie apelował od wyroku pierwszej instancji sądu lustracyjnego (sędzia przewodniczący Paweł Rysiński)?
Może po prostu był Pan pewien, że jest to wyrok słuszny? Może miał Pan podejrzenia, ale nie potrafił ich Pan przełożyć na materiał dowodowy? Może uznał Pan, że nie zawsze należy działać tylko i wyłącznie w imię bezdusznej prawdy, ponieważ obok niej istnieją jeszcze inne wielkie wartości? A może z jakiegoś innego powodu?
Bardzo proszę, aby powyższych czysto teoretycznych spekulacji nie traktował Pan Sędzia jako sugestię czegokolwiek. Ja tylko zwyczajnie pytam
Czuję się w elementarnym obowiązku dziennikarskim (i towarzyskim!) wysłać niniejszy list naraz do obu Dostojnych Panów Sędziów: Rzecznika i jego Zastępcy. Jestem do dyspozycji pocztowej, osobistej i telefonicznej. Pozdrawiam serdecznie i z głębokim respektem (16.03.06)
Stanisław Remuszko
* * *
Wstukuję na żywo, ze świeżej pamięci – żeby nie zapomnieć (choć w trakcie rozmów robiłem również odręczne notatki). Wczoraj (20-III-2006 ok. 10.00) wyczerpująca telefoniczna rozmowa z sędzią Bogusławem Nizieńskim, dziś o podobnej porze z sędzią Krzysztofem Kaubą, który jako zastępca RIP prowadził tamtą sprawę.
Obaj sędziowie „zeznali” zgodnie: zasadniczym powodem niezłożenia apelacji była chęć przestrzegania prawa. Jakiego prawa? Ano, samej Konstytucji. Gdyby bowiem apelacja została złożona i gdyby Sąd Lustracyjny ją uwzględnił, to musiałby wyrok I instancji uchylić i przekazać do powtórnego rozpoznania. Z nieubłaganą pewnością nie dałoby się tego zrobić w terminach wyborczych – więc tym samym RIP uniemożliwiłby obywatelowi Wałęsie Lechowi skorzystanie z biernego prawa wyborczego. Taka postawa RIP byłaby – zdaniem sędziów - nie do pogodzenia z Konstytucją, zwłaszcza jej artykułem 2 (RP jest państwem prawnym). Byłaby wręcz naruszeniem Konstytucji.
Ustawa lustracyjna - mówili dalej sędziowie - nakazuje wyczerpanie wszystkich dowodów. Ale tych dowodów nie było, ponieważ sąd I instancji odrzucił wnioski dowodowe (m.in. o przesłuchanie majora Adama Hodysza). Wtedy RIP złożył kolejny wniosek: o umorzenie sprawy z art. 22. ust. 2 zdanie 2, czyli bez orzekania, czy lustrowany był agentem, czy nie był. Sąd tego też nie uwzględnił i wydał wyrok, że oświadczenie Wałęsy jest zgodne z prawdą.
Pytałem, czemu w takim razie nie ograniczono apelacji do powtórnego złożenia wniosku z 22/2/2. Pan sędzia Kauba odparł, że owszem, można to było zrobić, ale byłaby to sztuka dla sztuki, bo przeciętny obywatel nie dostrzega tych subtelnych różnic (z jakiego powodu sprawa zostaje umorzona).
Tyle obaj sędziowie.
Na mój obywatelski rozum to nie są twarde prawne powody-argumenty, lecz ich pozór, surogat, substytut, czyli namiastka. Uważam, że – skoro w okresie między składaniem przez RIP wniosków podczas rozprawy pierwszoinstancyjnej a terminem wniesienia apelacji NIC nie zmieniło się merytorycznie – apelacja bezwzględnie powinna zostać złożona. O resztę, czyli o ewentualne skutki tego kroku, mógłby martwić się Sąd Lustracyjny, Sąd Najwyższy, Państwowa Komisja Wyborcza, Trybunał Konstytucyjny, ewentualnie parlament – tylko nie Rzecznik Interesu Publicznego. Tak ja, Stanisław Remuszko, pojmuję logikę i prawo.(21.03.06)
* * *
Niedługo potem miałem okazję rozmawiać z wybitnym warszawskim adwokatem (wcześniej wyjawił mi, że uważa się za narodowca). Gdy zrelacjonowałem mu stan moich dociekań, mecenas spytał: - I po cóż pan grzebie w tym wszystkim? Odparłem z wiarą - Szukam prawdy. Ona nas wyzwoli. Lecz mecenas rzekł surowo: - Bez przesady, panie Stanisławie, bez przesady. Nie wszystko z Pisma trzeba brać dosłownie. Cóż jest prawda? Przecie prócz prawd materialnych istnieją prawdy świętej wiary, a także prawdy narodowe, jest Bóg, Honor i Ojczyzna, jest też pełna złotych legend Tradycja i dla milionów rodaków są to wartości tak ważne, jak polskie Barwy albo Hymn. Lud chce widzieć w Wałęsie swego Króla Lecha, i to, czy ćwierć wieku temu patriotycznie skoczył przez płot, czy też został agenturalnie przywieziony motorówką, dla tych milionowych rzesz nie ma już żadnego znaczenia. Powiedzmy, że udowodnisz pan czarno na białym, że z Wałęsą było inaczej. I co? I nic. Pańska prywatna prawda tylko osłabi moc Narodowego Ducha. Dlatego jako szczery Polak radzę: lepiej niech zostanie, jak jest...
USTAWA z dnia 10 lipca 1952 r. o prawie autorskim. (Dz. U. z dnia 31 lipca 1952 r.)
Art. 27.
Autorskie prawa majątkowe gasną:
1) do utworu fotograficznego lub otrzymanego w sposób podobny do fotografii - z upływem lat dziesięciu od pierwszej publikacji,
ON JUZ NIE KOJARZY...
DEMENCJA WIDOCZNA...