Prok. Marcin Gołębiewicz z pionu śledczego warszawskiego oddziału IPN powiedział, że nie stwierdzono, by podczas wrześniowej wizyty Irving - znany z kwestionowania ustaleń historyków o zagładzie Żydów w czasie II wojny światowej - popełnił takie przestępstwo.
Prokurator przypomniał, że kara do trzech lat więzienia grozi za "publicznie i wbrew faktom" zaprzeczanie zbrodniom nazistowskim lub komunistycznym. Tymczasem Irving wypowiadał się w zamkniętym, niewielkim gronie swych zwolenników. "Ponadto, najwyraźniej zdawał sobie sprawę z możliwej odpowiedzialności" - dodał Gołębiewicz.
O wszczęcie śledztwa ws. przestępstwa negowania zbrodni nazistowskich przez Irvinga wnosiło we wrześniu do IPN stowarzyszenie "Otwarta Rzeczpospolita". Zdaniem stowarzyszenia, zaprzeczanie zbrodniom znalazło się już w książce Irvinga pt. "Wojna Hitlera", opublikowanej w Polsce w 2009 r.
Podczas wizyty Irvinga Gołębiewicz informował, że w IPN trwa postępowanie sprawdzające pod kątem możliwości popełnienia przez Irvinga przestępstwa zwanego potocznie "kłamstwem oświęcimskim" (postępowanie takie poprzedza decyzję o wszczęciu śledztwa lub jego odmowie). "W ramach tego postępowania badamy też jego książkę, której treść znamy" - mówił Gołębiewicz.
Teraz poinformował, że postępowanie sprawdzające odesłano krakowskiemu pionowi śledczemu IPN, który jest tu właściwy, bo książkę opublikował wydawca z Krakowa. Szef pionu śledczego krakowskiego IPN prok. Piotr Piątek potwierdził, że otrzymał te materiały, które zostaną poddane analizie.
Książka z 2009 r. nie była pierwszym wydaniem.
We wrześniu Irving podróżował po Polsce ze swą grupą, z którą miał odwiedzić m.in. miejsca dawnych niemieckich obozów zagłady. "Gazeta Wyborcza" podawała, że za udział w grupie trzeba było zapłacić ponad 2 tys. dolarów.
"Kłamstwo oświęcimskie", zwane inaczej negacjonizmem, to twierdzenie, że powszechnie przyjęta interpretacja holokaustu jest wyolbrzymiona lub też zupełnie zafałszowana. Jest ono ścigane w wielu krajach z urzędu przez państwo jako czyn karalny.
W 2006 r. Irving został skazany w Austrii pod zarzutem "gloryfikowania niemieckiej partii nazistowskiej" na trzy lata; odsiedział 10 miesięcy.
W Polsce najgłośniejszą taką sprawą był proces Dariusza Ratajczaka, umorzony w 2001 r. przez opolski sąd z powodu "nieznacznej szkodliwości społecznej czynu". W 1999 r. wykładowca Uniwersytetu Opolskiego dr Ratajczak wydał książkę "Tematy niebezpieczne", gdzie były tezy zaprzeczające używaniu gazu w niemieckim obozie Auschwitz-Birkenau do mordowania Żydów. Według autora, gaz służył jedynie do dezynfekcji. Po nagłośnieniu sprawy przez media rektor uniwersytetu zawiesił Ratajczaka jako nauczyciela akademickiego, a prokuratura postawiła mu zarzut "kłamstwa oświęcimskiego". Niedawno Ratajczaka znaleziono martwego; miał popełnić samobójstwo.
W 2008 r. rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego przepis o karalności zaprzeczania zbrodniom hitlerowskim i komunistycznym. Jego zdaniem, konstytucja dopuszcza "możliwość wygłaszania poglądów kontrowersyjnych i społecznie nieakceptowanych, a także chroni wolność publikowania wyników badań naukowych, w tym teorii błędnych lub fałszywych". Nie ma jeszcze terminu rozprawy.