Według ustaleń przez co najmniej 330 dni w roku Odra ma mieć głębokość przynajmniej 1,8 m. By się to udało, Niemcy mieli pogłębić rzekę i jezioro Dąbie. W zamian ich niewielkie statki miały otrzymać uprawnienia do wpływania do portu Schwedt przez Szczecin.
Gdyby umowa weszła w życie, gminy nad dolną Odrą nie byłyby dziś zagrożone. W święta w kilku miejscowościach w Zachodniopomorskiem woda przekroczyła stany alarmowe. – Podwyższony stan wody powodowany jest przez zator lodowy – mówił dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Szczecinie Andrzej Kreft.
Na Odrze na wysokości miejscowości Widuchowa utworzył się rozległy na 11 km i gruby na 4 m zator lodowy, woda przekroczyła o 141 cm stan alarmowy i zaczęła zalewać piwnice położonych najbliżej rzeki domów. Cały weekend z zatorem walczyło 7 polskich lodołamaczy i 2 jednostki z Niemiec, które do nich dołączyły. Rzucono tak duże siły, bo wszyscy pamiętają, jakie niebezpieczeństwa niesie ze sobą zator na Odrze.



Reklama
Rok temu taki zator w dolnej części rzeki urósł aż do 50 km długości. Lodołamaczom udało się rozbić zaledwie 30 km. Nie mogły płynąć wyżej, bo rzeka była za płytka. Gdyby nie ocieplenie okoliczne miejscowości mogły znaleźć się pod wodą.
Reklama
Program ochrony przed powodzią w dorzeczu górnej Wisły opracowywany jest od 2008 roku i dopiero teraz trafił do konsultacji społecznych. Jak przewidują eksperci, wiosną 2011 roku możliwa jest powtórka wielkich tegorocznych powodzi.
Zaniedbania są widocznie nie tylko w infrastrukturze wodnej. Powtórkę ubiegłorocznych przerw w dostawach prądu w święta przeżyło też kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców północnej Polski. Awarie spowodowały oblodzone gałęzie i drzewa, które łamały się i spadały na linie energetyczne. Usuwanie ich skutków trwało cały weekend. W sumie na linie spadło 110 drzew, które uszkodziły 5 słupów i zerwały 34 linie.