Śmierć Chrystusa w aspekcie medycznym jest głównym tematem konferencji naukowej, jaka odbędzie się 2 kwietnia w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym (w dawnej Starej Anatomii).

Prof. Sinkiewicz wygłosi wykład na temat kardiologicznych aspektów śmierci Chrystusa. Jego zdaniem na zgon Jezusa złożyło się wiele przyczyn, choć każda z osobna mogła doprowadzić do śmierci. Jedną z nich mógł być wstrząs pourazowy, a także pokrwotoczny i hipowolemiczny (nadmierny spadek skurczowego ciśnienia tętniczego).

Reklama

Szybką śmierć mogła też wywołać ostra niewydolność oddechowo-krążeniowa spowodowana ciężkimi urazami klatki piersiowej, ciężkie zapalenie płuc z płynem wysiękowym w jamie opłucnowej, uduszenie z niewydolności wydechowej spowodowanej ukrzyżowaniem oraz zawał serca i arytmie serca. Przygotowaniem do egzekucji było biczowanie, co w sposób drastyczny pokazał film "Pasja" w reżyserii Mela Gibsona. "Okrucieństwo tej kary powodowało często zmasakrowanie ciała, co w połączeniu z silnym bólem i utratą krwi było często przyczyną wstrząsu oraz miało wpływ na czas agonii ofiary na krzyżu" - ocenia prof. Sinkiewicz.

"Z powodu całkowitej utraty sił wywołanej zadawanymi cierpieniami Jezus z dużym prawdopodobieństwem nie mógł sam nieść krzyża" - twierdzi prof. Sinkiewicz. Jego zdaniem, już przed ukrzyżowaniem był on w stanie krytycznym, uwzględniając utratę krwi, silne przeżycia emocjonalne i wielkie cierpienie fizyczne oraz brak snu, posiłku i płynów, co miało istotne znaczenie w gorącym klimacie śródziemnomorskim.

Na miejscu kaźni przybito Chrystusa do krzyża, bo w tamtych czasach tak na ogół postępowano. Przywiązanie do krzyża było raczej wyjątkiem. "Miejscem przybijania gwoździ do rąk były nadgarstki, gdyż tylko kości i więzadła przegubu ręki, a nie dłonie, mogą utrzymać ciężar ciała" - przekonuje prof. Sinkiewicz.

Opisuje on, że gwoździe wbijano pomiędzy kość promieniową, a kości nadgarstka lub pomiędzy same kości nadgarstka. Choć gwóźdź przechodził przeważnie pomiędzy kośćmi i nie powodował złamań, samo uszkodzenie okostnej wywoływało ból nie do zniesienia. Wbijany gwóźdź mógł miażdżyć lub uszkodzić nerw pośrodkowy, powodując rozrywający ból obu ramion, porażenie części kończyny i niedokrwienne przykurcze.

Rozdzierający ból powodowało również wbijanie gwoździ do stóp, najczęściej przez pierwszą lub drugą przestrzeń śródstopia. Mogło wtedy dochodzić do uszkodzenia nerwu strzałkowego jak i gałązki nerwu podeszwowego, co wywołuje dolegliwości trudne dziś do opanowania nawet środkami narkotycznymi.

Reklama



Zgon w następstwie ukrzyżowania zależał od stanu wyczerpania skazańca i ułożenia ciała. Wskazują na to m.in. eksperymenty, jakie na ochotnikach przeprowadził przed kilku laty dr Frederick Zugibe, amerykański specjalista medycyny sądowej.

"Długość przeżycia na krzyżu wahała się między 3 a 4 godzinami, ale mogła trwać do 3 dni i była odwrotnie proporcjonalna do intensywności torturowania" - szacuje prof. Sinkiewicz.

Jego zdaniem, Jezus zmarł stosunkowo szybko, po upływie 3-6 godzin od ukrzyżowania. Tuż przed śmiercią Jezus wydał głośny okrzyk i zwiesił głowę, co uznano za objaw zgonu. Zawieszenie głowy może sugerować, że nastąpiło pęknięcie ściany lewej komory serca z wylaniem się krwi do worka osierdziowego. Mogło też dojść do rozsianego krzepnięcia wewnątrznaczyniowego powodującego zaczopowanie naczyń wieńcowych serca drobnymi skrzeplinami, czego skutkiem był wtórny zawał serca.

Zgodnie ze zwyczajem śmierć Chrystusa potwierdzono, przebijając włócznią jego bok, w następstwie czego z zadanej rany wypłynęła krew i woda. Opisywaną często "wodą" mógł być płyn z opłucnej i z worka osierdziowego.

Na temat rany boku Chrystusa podczas sobotniej konferencji wykład wygłosi dr Leonard Pikiel z Zakładu Patologii Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku. O. Andrzej Szczypa z kościoła św. Stanisława Kostki będzie mówił o przebitym sercu.