Wiec pod hasłem "Dość bezpańskiej Warszawy!" zorganizowała fundacja DIM Czesława Bieleckiego - kandydata PiS na prezydenta Warszawy w ubiegłorocznych wyborach samorządowych. Uczestnikom manifestacji rozdawano "czerwone kartki" dla prezydent miasta oraz gwizdki.

Reklama

Były kandydat na prezydenta miasta krytykował m.in. plany ratusza dotyczące podwyżek cen biletów komunikacji miejskiej. Według propozycji przekazanych do konsultacji ze związkami zawodowymi niektóre z biletów miałyby do 2014 r. zdrożeć o 100 proc. Zdaniem Bieleckiego podwyżki nie mogą być tak drastyczne i powinny im towarzyszyć "racjonalne ulgi". Jak ocenił, podwyżki w proponowanej wysokości są zachętą do tego, żeby coraz więcej ludzi korzystało z transportu indywidualnego.

"Wydaje się, że miasto prowadzi politykę, która jest zaprzeczeniem racjonalnej polityki miejskiej. Przecież chodzi o to, żeby coraz więcej ludzi korzystało z transportu publicznego, żeby ten transport był równomiernie obciążony, żeby ludzie starsi czy młodzież mogli bezpłatnie lub na taryfie wyraźnie ulgowej jeździć poza godzinami szczytu" - powiedział.

Informacji na temat planowanych podwyżek cen biletów także w czwartek domagali się radni PiS na sesji rady miasta. Ostatecznie punkt ten nie znalazł się w porządku obrad - przeciwko głosowali radni PO, którzy mają w radzie większość. Przewodnicząca rady Ewa Malinowska-Grupińska (PO) argumentowała, że do związków zawodowych trafiły jedynie założenia do projektu uchwały, a rada zajmuje się jedynie konkretnymi projektami uchwał.

Jak ocenił podczas wiecu Bielecki, dodatkowych źródeł dochodu ratusz powinien raczej szukać, zachęcając niezameldowanych w stolicy mieszkańców miasta do płacenia tutaj podatków. "Należy zachęcić do tego 300 tys. mieszkańców, którzy nie chcą się w Warszawie zameldować, ponieważ tylko ich ona obdziera, zamiast dawać pewne przywileje. Już ta liczba kilkuset tysięcy likwiduje deficyt budżetowy" - powiedział. Jego zdaniem dobrym rozwiązaniem byłoby na przykład przyznanie meldującym się osobom ulg np. w opłatach za przedszkola.

Bielecki ocenił także, że w Warszawie istnieje "monopol własności i decyzji miasta", a jednocześnie nierozwiązanych pozostaje wiele spraw, m.in. te dotyczące roszczeń byłych właścicieli gruntów, które po II wojnie światowej zostały im odebrane na mocy tzw. dekretu Bieruta. Jego zdaniem skutkiem tego jest m.in. to, że do miasta należą liczne lokale użytkowe, w których dyktuje ono warunki najmu. "Efekt jest taki, że przy ul. Marszałkowskiej - głównej ulicy miasta - można znaleźć sklepy ze sprzedawaną na wagę, używaną odzieżą" - powiedział.

Odnosząc się do kwestii podnoszonych przez Bieleckiego Marcin Ochmański z wydziału prasowego ratusza podkreślił, że sprawy własności gruntów regulują przepisy ustawowe, więc postulaty w tej sprawie powinny być kierowane do parlamentu. "Urząd miasta trzy lata temu zgłosił projekt ustawy w tej sprawie. Nic więcej nie możemy zrobić" - powiedział. Ocenił też, że czwartkowa demonstracja jest "wyrazem frustracji Czesława Bieleckiego po przegranych jesienią ubiegłego roku wyborach na prezydenta miasta".

Zdaniem Bieleckiego Gronkiewicz-Waltz, jako wiceprzewodnicząca PO, mogłaby jednak zrobić więcej w kwestii własności stołecznych gruntów. "Nie po to w 1990 r. wprowadziliśmy w Polsce samorząd, żeby teraz rząd z samorządem, w dodatku z tej samej partii, wiceprzewodnicząca (prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz) z przewodniczącym tej partii (Donaldem Tuskiem), przepychali się, do kogo należy zrobienie porządku" - powiedział.