"Tłoczenie azotu do zagrożonego rejonu służy wyparciu z niego tlenu, ograniczeniu zagrożenia wybuchowego oraz ograniczeniu możliwości rozwoju pożaru" - wyjaśniła rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), do której należy kopalnia, Katarzyna Jabłońska-Bajer.

Reklama

Ratownicy wiedzą, że te działania nie spowodują całkowitego ugaszenia podziemnego pożaru - aby tak się stało, należałoby otamować chodnik i całkowicie odciąć dopływ tlenu. Na tym etapie akcji to niemożliwe, bo w wyrobisku znajduje się zaginiony ratownik. Tłoczenie azotu - z jednej strony wyrobiska - ma przynajmniej częściowo przygasić pożar i poprawić panujące tam warunki - polepszyć widoczność, obniżyć temperaturę.

Równolegle zastępy ratownicze kontynuują przeszukiwanie wyrobisk 820 m pod ziemią tam, gdzie jest to możliwe. W poniedziałek od rana po raz kolejny przeszukiwane są okolice wlotu chodnika prowadzącego do ściany wydobywczej. Ratownicy szukali już tam kilkakrotnie - bez efektu. W niedzielę przeszli ok. 180 m tego chodnika; rozmontowali też i przenieśli w inne miejsce podziemną kolejkę, która utrudniała penetrację; podejrzewano, że zaginiony mógł przebywać w pobliżu tego sprzętu.

Dalej ratownicy nie mogą iść z powodu panujących warunków. Chodnik nadścianowy nadal jest silnie zadymiony, a stężenia metanu i gazów pożarowych znacznie przekraczają dopuszczalne normy. Akcję utrudnia wysoka temperatura. Miejsce, gdzie zastępy ratownicze dotarły podczas poprzedniej penetracji wyrobiska, dzieli od ściany wydobywczej jeszcze kilkaset metrów.

Osoby znające szczegóły akcji ratowniczej nieoficjalnie uznają za mało prawdopodobne, aby zaginiony ratownik poszedł dalej w kierunku ściany wydobywczej - w panujących w tym rejonie ekstremalnych warunkach nie miał szans dojść daleko, nawet gdyby stracił orientację i skierował się właśnie w tę stronę. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że pracownik jednak znajduje się na blisko 200-metrowym odcinku, który ratownicy już przeszli, nie znajdując go.

Jak powiedziała rzeczniczka JSW, w trakcie akcji przeszukano także sąsiednie wyrobiska, gdzie warunki są lepsze - bez efektu. Obecnie trwa przeszukiwanie ostatniego dotychczas niespenetrowanego całkowicie, 2,5-kilometrowego chodnika.



Reklama

W akcji na każdej zmianie bierze udział dziewięć zastępów ratowniczych - prawie 50 osób. Na powierzchni pracuje sztab, wspomagany przez ekspertów. Kopalnia wznawia w poniedziałek wydobycie węgla z innych, bezpiecznych rejonów, odległych o kilka kilometrów od strefy zagrożenia. Eksploatację wstrzymano w piątek, skupiając się na prowadzeniu akcji ratowniczej.

Do zapalania metanu w kopalni "Krupiński" w Suszcu (powiat pszczyński) doszło w miniony czwartek wieczorem. W zagrożonej strefie było 32 górników; jeden z nich - 27-letni pracownik - zginął. W czasie akcji ratowniczej zginął także jeden z ratowników - miał 36 lat; zmarli to jedenasta i dwunasta ofiara śmiertelnych wypadków w górnictwie węgla kamiennego w tym roku. Kolejny ratownik jest zaginiony. 11 górników trafiło do szpitali m.in. z poważnymi poparzeniami.

Obecnie dziewięciu górników leczonych jest w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Mają poparzone od 10 do 50 proc. powierzchni ciała. Jak informowano w niedzielę, stan poparzonych jest dobry, jednak każdy z górników pozostanie w szpitalu co najmniej miesiąc. Kolejną informację o stanie zdrowia szpital ma podać w poniedziałek w południe. Dwaj lżej ranni górnicy wracają do zdrowia w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju.

Okoliczności i przyczyny wypadku wyjaśniają prokuratura oraz specjalna komisja powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego. Jej pierwsze posiedzenie zaplanowano wstępnie na środę. Na razie nie wiadomo, kiedy członkowie komisji będą mogli zjechać pod ziemię, by przeprowadzić wizję lokalną i pobrać próbki do badań.

Próbki, które będą pobrane w wyrobisku, gdy pozwolą na to warunki, pomogą ustalić, czy w wyrobisku doszło - jak się obecnie przypuszcza - do zapalenia metanu, czy także do jego wybuchu w zrobach ściany, czyli miejscach po eksploatacji węgla. Badania mają również pomóc zlokalizować dokładne miejsce zapłonu gazu. Komisja ma ustalić, skąd pochodziła iskra zapalająca metan. Według wstępnych ustaleń, kombajn ścianowy, który teoretycznie mógłby dać taką iskrę, wówczas nie pracował.