O sprawie donoszą lokalne media, w tym "Dziennik Bałtycki". Wszystko wydarzyło się w świąteczny poniedziałek późnym popołudniem. Na zaludniony deptak przy ulicy Kościuszki w Łebie podjechał policyjny radiowóz na sygnale. Z jednego ze sklepów z pamiątkami wybiegła kobieta. Podeszła do policyjnego auta, szybko zabrała zawiniątko podane przez kierującego radiowozem policjanta. Było to jednorazowe opakowanie, do którego zazwyczaj pakuje się jedzenie. Chwilę potem auto odjechało.

Reklama

Wszystko zarejestrowały kamery miejskiego monitoringu. Nagranie prezentuje "Dziennik Bałtycki" i serwis "Głosu Pomorza".

http://www.youtube.com/watch?v=-qYyIykGnSE

Poza tym policjanci szczególnie nie kryli się ze swoją misją - na deptak wjechali z włączonym sygnałem świetlnym i dźwiękowym.
"Dziennik Bałtycki" opisując reakcje przechodniów, relacjonuje, że nie kryli oni oburzenia i dodawali, że podobne sytuacje zdarzały się już wcześniej.

Reklama

Postawą policjantów oburzony jest także Andrzej Strzechmiński, burmistrz miasta. "To hańba, że policja zajmuje się wożeniem jedzenia po Łebie" - powiedział "Dziennikowi Bałtyckiemu". O sprawie wie już komendant wojewódzki. "Jeśli postępowanie wykaże, że funkcjonariusz dopuścił się naruszenia dyscypliny służbowej i obowiązującego go regulaminu, wówczas bezwzględnie wobec niego wyciągnięte zostaną konsekwencje dyscyplinarne" - zapowiedział podinspektor Jan Kościuk, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Karą może być odebranie mu premii i utrata szansy na awans. Stać się tak może jednak tylko, jeśli zostanie udowodnione, że przejazd ulicą Kościuszki był nieuzasadniony.

Szerokim echem odbił się incydent sprzed czterech lat, kiedy to Marek Surmacz, ówczesny wiceszef MSWiA, miał osobiście dzwonić do dyżurnego policji z poleceniem zamówienia gorących kanapek i dostarczenia ich na dworzec we Wrocławiu. Tam policjanci mieli podać je podróżującej pociągiem wiceminister pracy Elżbiecie Rafalskiej.