"W sobotę odbyła się wizja lokalna, podczas której 17-latek wskazał miejsce zdarzenia i szczegółowo opisał jego przebieg" - poinformował PAP oficer prasowy policji w Będzinie, mł. asp. Tomasz Czerniak.
14-latek zginął, bo nie chciał oddać oprawcy swoich telefonów komórkowych. Jego zabójcy grozi dożywocie.
Podejrzany został aresztowany na trzy miesiące, podobnie jak jego 22-letni kompan, który jednak - jak wykazało dochodzenie - nie uczestniczył w zabójstwie. Przyjął natomiast jeden z ukradzionych zamordowanemu telefonów.
"22-latek odpowie za paserstwo, nieudzielenie ofierze pomocy oraz niepowiadomienie organów ścigania o zabójstwie" - powiedział rzecznik będzińskiej policji.
Krótko po odnalezieniu zwłok Damiana policja zatrzymała także 15-latka, który jednak - według ustaleń śledztwa - nie miał związku z zabójstwem. Został zwolniony do domu.
Także w sobotę policja otrzymała wyniki sekcji zwłok Damiana. Przyczyną jego śmierci były obrażenia, powstałe od uderzeń deskorolką. Śmiertelne ciosy w głowę zadał mu 17-latek. Potem ukrył ciało chłopca w studzience na tyłach opuszczonego budynku i pobieżnie zamaskował śmieciami. Później wrócił na miejsce zbrodni z 22-letnim kolegą.
Sprawca został zatrzymany, kiedy usiłował ukraść butelkę wódki w supermarkecie. Gdy znaleziono przy nim należący do 14-latka telefon, policjanci nabrali podejrzeń, że sklepowy złodziej może mieć związek z zabójstwem. Potem zatrzymano także dwóch jego kolegów.
Do zabójstwa 14-latka z Czeladzi, które zbulwersowało lokalną społeczność, nawiązał w sobotę biskup sosnowiecki Grzegorz Kaszak. W słowie skierowanym do księży z tej diecezji ordynariusz powiedział, że zamordowany chłopiec pochodził z niezamożnej rodziny; był ministrantem. "Nam nie wolno milczeć!" - apelował bp Kaszak, nawołując do przeciwstawiania się złu.