Do podpalenia się mężczyzny doszło w piątek przed Kancelarią Premiera. Wcześniej mężczyzna przykleił do jednej z ławek w parku list do premiera, a drogą mailową rozesłał listy o podobnej treści m.in. do kilku redakcji i innych polityków. Dotyczyły one m.in. domniemanej korupcji w jednym z urzędów skarbowych w Warszawie i korupcji w Polsce. W przeszłości mężczyzna ten zwrócił się też listownie do Pitery.
Pitera pytana była w poniedziałek w RMF FM, czy czuje winę i odpowiedzialność za to, co się stało. "Czy ktoś zawinił w tej całej sprawie, oczywiście będzie można stwierdzić po śledztwie prokuratorskim" - odpowiedziała.
Podkreśliła, że wyraźną dyspozycją premiera Donalda Tuska od początku kadencji tego rządu było nieodkładanie żadnej skargi na bok. "Każda skarga jest absolutnie wyjaśniana i nie mamy prawa zastanawiać się, czy człowiek ma jakieś kłopoty zdrowotne, czy nie" - dodała.
Pitera stwierdziła, że każdą sprawę tego typu się pamięta. Pytana była, na ile poważne wydały się jej zarzuty, które mężczyzna stawiał w swoich listach. "Opis był oczywiście poważny, natomiast problem polega na tym, że ani nie było informacji o złożonym zawiadomieniu na prokuraturę, jaka była reakcja prokuratury, tam coś jest prokuratura wspomniana, ale bez szczegółów" - powiedziała.
Dodała, że na początku mężczyzna nic nie pisał o długach i wyszło to dopiero w końcówce korespondencji. "Dlaczego ma te długi? My nie wiemy, bo jednak jest to emerytowany policjant, który przeszedł na emeryturę w 2006 roku, pracował w CBŚ i był chyba nawet we władzach kierowniczych CBŚ" - mówiła. W związku z tym - jak dodała - jego emerytura była "dość przyzwoita".
Poinformowała, że w 2011 roku mężczyzna przychodził na dyżury do departamentu skarg i wniosków w Kancelarii Premiera, z których skorzystać może każdy obywatel. "Z tego co urzędnicy mi powtarzali, z notatki, którą mam wynika, że niczego nie było w tym nowego i też nie było żadnych działań, które ten pan podjął, będąc jedynym świadkiem, jak rozumiem" - mówiła.
Pitera pytana dlaczego ani ona, ani nikt inny nie zainteresował prokuratury historią mężczyzny, odpowiedziała: "Dlatego, że tam nie było żadnego dowodu na to" - odpowiedziała.
"On nie podał żadnego dowodu. Tam nie było żadnego dowodu w tej korespondencji. Tam (było) tylko było stwierdzenie, więc my chcąc skierować do prokuratury musieliśmy zrobić własną kontrolę, żeby zdobyć dowody, żeby zawiadomić prokuraturę. To jest jedyna droga. To nie może być tak, że każda myśl jest od razu przekładana na zawiadomienie" - podkreśliła Pitera.
Dopytywana, czy kontrole wysyłane przez Ministerstwo Finansów i przez urząd kontroli skarbowej nie wykazały żadnych nieprawidłowości, odparła, że wykazały "drobne uchybienia" - tak jak każda kontrola, w każdym urzędzie. Jak mówiła, tych kontroli było dziewięć.
Podkreśliła, że protokoły kontroli skarbowej są klauzulowane i jest to tajemnica skarbowa. W związku z tym - jak mówiła - ona ma tylko informacje po tym kontrolach, w których zostało stwierdzone, że uchybienia były niewielkie.
Pitera pytana, czy nie ma poczucie, że państwo w tej sprawie zawiodło, odparła, że przeciwnie. Jej zdaniem, po raz pierwszy państwo naprawdę reaguje na każde tego typu pismo obywatela. Dodała, że jest to coś, czego do tej pory nigdy nie było.
Pitera pytana była też o słowa polityków opozycji, która uważa, że w sprawie mężczyzny, który dokonał w piątek samopodpalenia, zachowała się nie jak szeryf, ale jak listonosz. "Ja wnioskuję o kontrolę, jak najbardziej taka rzecz była zrobiona. Ja rozumiem, że za rządów PiS-u może osobiście prezes Kaczyński by poszedł, na własne oczy zobaczył, jaka jest sytuacja" - odpowiedziała.
Podkreśliła, że jest jej trudno powiedzieć jakie były metody PiS-u, bo nie znam ich interwencji w żadnej sprawie tego typu. Dodała, że w Kancelarii Premiera zakończyła parę spraw, w których pisma były bezskutecznie przesyłane do PiS.
Odnosząc się do przerwania w piątej przez premiera objazdu po kraju, w związku ze zderzeniem pod KPRM, oceniła, że Donald Tusk zachował się w sposób absolutnie racjonalny. "To się stało przed wejściem do jego budynku i trzeba było naprawdę mimo wszystko zareagować, jaki był tego powód, że tak desperacki krok został wykonany" - mówiła. Dodała, że Tusk musiał się zapoznać również z dokumentami w tej sprawie.