280 odwołanych lotów i 12 tys. nieobsłużonych pasażerów oznacza dodatkowe koszty przewozów, zakwaterowania, przebukowania biletów: 1 – 2 mln zł dziennie. Prawie dwa dni bez ruchu na głównym krajowym lotnisku to również wielki problem dla Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze, bo Warszawa nie zarobi na obsłudze pół tysiąca rejsów. Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy PPL, nie wyklucza, że firma wystąpi do LOT-u z roszczeniami w związku z utraconymi przychodami.
Kto za to wszystko zapłaci? Jak twierdzi Marcin Piróg, prezes PLL LOT, koszty wypadku boeinga i roszczenia pasażerów weźmie na siebie polski przewoźnik. Wszyscy, którzy z powodu zamknięcia lotniska w Warszawie nie odlecieli w ogóle albo dotarli na miejsce z opóźnieniem mają prawo do odszkodowań na mocy unijnych przepisów. Poniesione wydatki mogą wprawdzie zostać pokryte w części przez firmę leasingującą uszkodzony samolot bądź przez firmę, w której był ubezpieczony, ale wszystko zależy od oceny przyczyn awaryjnego lądowania i kruczków zawartych w polisie.
Najważniejsza będzie odpowiedź, czy zawinił człowiek, serwis techniczny, czy też była to wada samolotu. To m.in. w celu uniknięcia niedomówień samolot stał tak długo na pasie startowym. Już wiadomo, że eksperci Boeinga, którzy pojawili się wczoraj na miejscu powiedzieli, że taki przypadek zdarzył się po raz pierwszy, a zatem raczej należy wykluczyć wadę produkcyjną.