W chwili katastrofy smoleńskiej Remigiusz Muś stał na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku. Niewiele wcześniej wylądował lecący z Warszawy Jak-40, na pokładzie którego był technikiem pokładowym.
Wedle zeznań, które miał złożyć jeszcze 10 kwietnia 2010 roku, a które opublikowano w serwisie Rebelya.pl, Muś miał słyszeć zbliżającego się do płyty lotniska w Smoleńsku tupolewa. Nie widział go jednak ze względu na gęstą mgłę.
W feralnym momencie stał przy samolocie. Po kilku minutach usłyszeliśmy charakterystyczne gwiżdżące brzmienie silników tupolewa, typowe dla zmniejszanych obrotów przy zniżaniu. Nagle obroty wzrosły do maksymalnych, po dwóch sekundach uderzenie i trzy wybuchy i krótko trwający dźwięk zatrzymującego się jednego silnika a potem już cisza - miał zeznać Muś.
O tym, że Remigiusz Muś twierdził, iż przed katastrofą słyszał wybuchy, pisała m.in. "Gazeta Polska Codziennie". Dziś jednak przypominają o tym rosyjskie media, która donoszą o śmierci chorążego Musia, w tym rosyjski oddział BBC.
Komentarze(209)
Pokaż:
Pińcet wybuchów było
tajna instrukcja (wzór-HASBARA) PO przeczytajcie
Przejąć internet!
tajna instrukcja PO – Wynika z niej, że wicepremier polecił działaczom młodzieżówki wpisywać na internet:
Do instrukcji o tworzeniu przez Młodych Demokratów grup do spraw monitoringu internetu dotarł “Fakt”. Dziennikarze podali się za młodych działaczy partii i zadzwonili do koordynującego akcję Dariusza Słodkowskiego. To zastępca sekretarza generalnego młodzieżówki Platformy.
Szczegółowe informacje obiecał wysłać pocztą elektroniczną. I wysłał. “Młodzi Demokraci, sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna zwrócił się do nas z prośbą o utworzenie grupy ds. monitoringu sieci. Nie muszę chyba tłumaczyć jak wiele dla Stowarzyszenia znaczy prośba z tej strony” – czytamy w instrukcji.
Dalej padają szczegóły: “Praca grupy miałaby polegać na dodawaniu na kilkunastu największych polskich portalach (WP, Onet, Gazeta, Dziennik, Interia) komentarzy życzliwych PO”. Działacze mieliby na to poświęcić około 30 minut dziennie. A na koniec w instrukcji pada jeszcze prośba o zachowanie najwyższego stopnia dyskrecji.
Co na to organizatorzy “dywersyjnej” akcji w internecie? Dariusz Słodkowski, pytany o nią przez dziennikarzy, wił się jak piskorz. “Jest to gruba przesada. Przecież to byłaby propaganda” – mówił o akcji.
Gdy dziennikarze przytoczyli mu treść dokumentu, był bardzo zmieszany. “Uczciwie przyznaję, że ten tekst jest podkoloryzowany. My nigdy nie podpieralibyśmy się postacią wicepremiera Schetyny” – przekonywał.
Wicepremier Schetyna odcina się od tej akcji. “Nigdy w życiu nie wydawałem takich dyspozycji. Jeśli ktoś użył mojego nazwiska, to wyciągnę wobec niego konsekwencje” – mówi.
Potem – za sprawą DZIENNIKA – wyszło na jaw, że parlamentarzyści PO dzień w dzień dostawali propagandowe instrukcje, przygotowane za pieniądze podatników przez Centrum Informacyjne Rządu. Mieli tam napisane czarno na białym, jak mają komentować w imieniu partii bieżące wydarzenia polityczne.