W chwili katastrofy smoleńskiej Remigiusz Muś stał na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku. Niewiele wcześniej wylądował lecący z Warszawy Jak-40, na pokładzie którego był technikiem pokładowym.

Reklama

Wedle zeznań, które miał złożyć jeszcze 10 kwietnia 2010 roku, a które opublikowano w serwisie Rebelya.pl, Muś miał słyszeć zbliżającego się do płyty lotniska w Smoleńsku tupolewa. Nie widział go jednak ze względu na gęstą mgłę.

W feralnym momencie stał przy samolocie. Po kilku minutach usłyszeliśmy charakterystyczne gwiżdżące brzmienie silników tupolewa, typowe dla zmniejszanych obrotów przy zniżaniu. Nagle obroty wzrosły do maksymalnych, po dwóch sekundach uderzenie i trzy wybuchy i krótko trwający dźwięk zatrzymującego się jednego silnika a potem już cisza - miał zeznać Muś.

O tym, że Remigiusz Muś twierdził, iż przed katastrofą słyszał wybuchy, pisała m.in. "Gazeta Polska Codziennie". Dziś jednak przypominają o tym rosyjskie media, która donoszą o śmierci chorążego Musia, w tym rosyjski oddział BBC.