Na karę 3 lat więzienia w zawieszeniu na 6 lat i 50 tys. zł grzywny skazał wrocławski sąd prawnika Mirosława M. To jedyna osoba oskarżona w wyniku tajnego śledztwa Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, dotyczącego domniemanej korupcji w wymiarze sprawiedliwości.

Prokuratura Apelacyjną w Krakowie oskarżyła wrocławskiego prawnika o to, że od 13 października 2008 do 6 stycznia 2009 r. we Wrocławiu, powołując się na wpływy w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu, w Sądzie Najwyższym, a także w Prokuraturze Rejonowej Wrocław Krzyki-Zachód podjął się załatwienia korzystnego orzeczenia w zamian za przyjęcie 102 tys. zł i obietnicę uzyskania 2,5 mln zł w razie pozytywnego załatwienia.

Wyrok w tej sprawie zapadł na pierwszej rozprawie, ponieważ 57-letni Mirosław M. w toku śledztwa przyznał się do winy i złożył wniosek o wydanie wyroku bez przeprowadzania przewodu sądowego. Sąd przychylił się do tego wniosku, wymierzając karę uzgodnioną z prokuraturą - poinformował we wtorek PAP rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie prok. Piotr Kosmaty. Wyrok jest nieprawomocny. Na mocy wyroku Mirosław M. zobowiązany został do zwrotu ponad 102 tys. zł łapówki, jaką uzyskał.

Na początku października Prokuratura Apelacyjna w Krakowie poinformowała, że umorzyła tajne śledztwo dotyczące domniemanej korupcji m.in. w wymiarze sprawiedliwości, którego podstawą były informacje pozyskane w toku działań operacyjnych CBA. Według ustaleń prokuratury materiał operacyjny był zgromadzony bez podstawy prawnej i wbrew przepisom o CBA, a ówczesny szef CBA wyłudził zgodę na stosowanie podsłuchu na podstawie faktów niezgodnych z rzeczywistością.

Ponadto prokuratura uznała, że ówczesny szef CBA, kierując wniosek do prokuratora generalnego o wydanie zgody na przeprowadzenie operacji specjalnej w postaci kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej, podał fakty niezgodne z rzeczywistością, które miały świadczyć o tym, że CBA jest w posiadaniu wiarygodnych informacji o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa - mówił Kosmaty. Prokuratura stwierdziła również, że CBA przedłużało akcję specjalną wbrew przepisom.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Aktem oskarżenia zakończył się jedynie wątek wrocławskiego prawnika Mirosława M., który przyznał się do powoływania się na wpływy i przyjmowania korzyści majątkowych.

Według informacji radia RMF, operację specjalną mającą wykazać, że przed polskimi sądami można "załatwić" korzystne orzeczenia, wszczęto w czasie, gdy CBA kierował Mariusz Kamiński, obecnie poseł PiS i wiceprezes tej partii. Jak informowało radio, gdyby śledztwo zakończyło się zarzutami, w stan oskarżenia zostaliby postawieni sędziowie Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, śledcza z prokuratury Wrocław Krzyki-Zachód, a nawet sędziowie Sądu Najwyższego.

Reklama

Według rzecznika Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie Piotra Kosmatego, tajne śledztwo w tej sprawie prokuratura wszczęła 28 października 2009 r. Podstawą stały się przekazane prokuraturze 19 maja 2009 r. przez CBA materiały operacyjne wraz z zawiadomieniem o przestępstwie. Wynikało z nich, że w szeroko pojętym wymiarze sprawiedliwości dochodzi do zachowań korupcyjnych. Z tych materiałów wyłoniła się potem również tzw. afera hazardowa.

Jak powiedział wcześniej Kosmaty, zasadniczy wątek dotyczył podjęcia się pośrednictwa w załatwieniu korzystnych dla ustalonej osoby orzeczeń sądowych w sprawie prowadzonej przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu oraz powoływania się na wpływy w tym sądzie oraz w Sądzie Najwyższym. Miało do tego dochodzić od 22 grudnia 2008 do 14 października 2009 r. we Wrocławiu, Warszawie i innych miejscowościach w Polsce, a także za granicą.

Na początku października b. szef CBA Mariusz Kamiński (dziś poseł i wiceprezes PiS) zwrócił się do prokuratora generalnego o kontrolę zasadności tego umorzenia. Z kolei aktualny szef Biura Paweł Wojtunik zaapelował do Seremeta o podjęcie umorzonego śledztwa.

Praska prokuratura okręgowa od lutego prowadzi natomiast śledztwo dotyczące przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy CBA w tej sprawie. Śledztwo to potrwa co najmniej do końca listopada. W sprawie wypowiadał się też pierwszy prezes Sądu Najwyższego Stanisław Dąbrowski - po tym, jak w mediach pojawiły się informacje ze śledztwa. Według informacji mediów jeden z sędziów SN miał pomagać w napisaniu pisma procesowego w sprawie prowadzonej przez Sąd Najwyższy.

Prezes zadeklarował, że jest całkowicie pewien sędziów Sądu Najwyższego i nie ma żadnych materiałów, które pozwalałyby rzucać cień podejrzenia na nieskazitelność charakteru którekolwiek z sędziów SN.