Sędzia Tuleya wyjaśnia, że zawiadomienia, z których jedno trafiło do Prokuratury Okręgowej, drugie do szefa CBA Pawła Wojtunika, dotyczą nie doniesienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a o uchybień.
- To nie jest zawiadomienie o przestępstwie, ale o uchybieniach – mówi Igor Tuleya w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie". - Według mnie od samego początku, uchybienia dotyczą zatrzymań i przesłuchań. Co do przesłuchań zawiadomienie dotyczy pory nocnej i ich długości. Najdłuższe trwało 6-7 godzin, inne w granicach trzech. Zakwestionowanie zatrzymań dotyczy 24 osób i celowości tych zatrzymań – wyjaśnia.
Jednocześnie zastrzega, że nie chciał obrazić środowisk patriotycznych, kiedy w czasie ustnego uzasadniania wyroku na Mirosława G. użył określenia "konwejer". Tak określano pierwotnie wielodniowe przesłuchania, którym poddawano osoby w latach 40. i 50. Wywołały one burzę i protesty wielu polityków, głównie prawicowych. Skrytykował je także minister sprawiedliwości Jarosław Gowin.
- Kwestionuję i długość, i porę tych przesłuchań, i w ustnych motywach skojarzyło mi się z konwejerem. Nie chodziło mi o obrażenie środowisk kombatantów – podkreśla. - Absolutnie szanuję wszystkich Żołnierzy Wyklętych i środowisko Armii Krajowej i absolutnie moim zamiarem - jak każdego racjonalnego człowieka i Polaka - nie było obrażanie środowiska, które chyba nikt nie ma wątpliwości, jest patriotyczne - mówi. I dodaje, że jeśli przyjdzie mu się tłumaczyć z tych słów w czasie postępowania dyscyplinarnego, uzasadni je dokładnie w ten sposób.
Podkreśla przy tym, że to, co się wydarzyło bezpośrednio po ogłoszeniu wyroku, przysłoniło meritum sprawy.
- Na pewno cała burza, która się rozpętała, przysłoniła prawdziwy problem, czyli przede wszystkim walkę z korupcją, czy nadużycia w postępowaniu służb – podkreśla.