Polski Holding Obronny nie ma obecnie płatowców i potrzebnego sprzętu do obsługi bezpilotowców. Jednak według wiceprezesa Mariusza Andrzejczaka to akurat najmniejszy problem.
Firma prowadzi właśnie rozmowy z kilkoma partnerami zagranicznymi. Holding chce pozyskać transfer technologii na produkcję płatowców. Resztę, czyli wyposażenie samolotu i obsługę naziemnych urządzeń Polski Holding Obronny jest w stanie zrobić sam, w firmie Bumar-Elektronika.
Do współpracy przy konstruowaniu bezpilotowców mają być zaproszone firmy skupione w Śląskim Klastrze Lotniczym. To tu powstaje centrum badawczo-rozwojowe oraz centrum transferu technologii kompozytowych. Środki pochodzą z budżetu Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Wiceprezes Andrzejczak uważa, że to doskonałe miejsce do produkcji bezzałogowych środków latających.
Ministerstwo obrony w ciągu najbliższych kilku lat będzie potrzebowało co najmniej kilkadziesiąt różnego rodzaju bezzałogowych środków wykorzystywanych do rozpoznania. Janusz Walczak z resortu zapowiada, że będą to zarówno urządzenia wykorzystywane na ziemi, jak również te latające o krótkim i średnim zasięgu.
MON planuje kupno zestawów, które będą mogły wiele godzin przebywać w powietrzu i przekazywać obraz do stacji naziemnych, a także bezpilotowców bojowych. Janusz Walczak w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową powiedział, że każda inicjatywa polskiego przemysłu obronnego, zmierzająca do wyprodukowania takich bezzałogowych środków rozpoznawczych, jest godna pochwały i uwagi resortu obrony.
W tej chwili w polskiej armii jest dziewiętnaście zestawów do rozpoznania. Są to w większości bezzałogowe samoloty o krótkim i średnim zasięgu. Wiele z tych urządzeń wykorzystują wojska specjalne do rozpoznania w terenie. Chodzi między innymi o dane potrzebne do misji w Afganistanie, żeby skutecznie chronić naszych żołnierzy tam służących w ramach natowskiej operacji ISAF.