Spór dotyczy interpretacji danych zapisanych przez polski Rejestrator Szybkiego Dostępu (ang. Quick Access Recorder) ATM QAR, który był na pokładzie Tu-154.

Zdaniem zespołu Laska, eksperci Antoniego Macierewicza błędnie zinterpretowali m.in. dane dotyczące wysokości, na jakiej znajdował się prezydencki tupolew w ostatniej fazie lotu. Piszą oni wprost: Samolot do momentu eksplozji nigdy nie znalazł się niżej niż 20 metrów nad poziomem pasa lotniska, nie mógł więc zawadzić o żadną przeszkodę naturalną.

Reklama

Tymczasem dr Maciej Lasek twierdzi, że to nieprawda.

Z danych zapisanych w rejestratorze ATM QAR wynika, że w ostatniej fazie lotu samolot wleciał w jar i znalazł się trzy metry poniżej progu pasa smoleńskiego lotniska - tłumaczy w TVP Info.

Zdaniem Laska, materiał firmy ATM świadczy również o tym, że przyczyną wzrostu wibracji w silnikach maszyny tuż przed katastrofą były fragmenty gałęzi, które dostały się do nich po tym jak tupolew zawadził o drzewa. A według zespołu Macierewicza skokowy wzrost wibracji przedniego łożyska wirnika sprężarki i niskiego ciśnienia prawego silnika był efektem silnego wstrząsu, być może zewnętrznego, a awaria miała nastąpić jeszcze przed uderzeniem w brzozę. Jest bardzo mało prawdopodobne, aby przyczyną wzrostu W3N1 była kolizja z drzewami - napisali w raporcie eksperci zespołu parlamentarnego.