W czasie gdy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych trwają prace nad projektem ustawy mającej uregulować kwestie związane z monitoringiem, na ulicach w najlepsze trwa kamerowa wolnoamerykanka. Napędzają ją społeczna aprobata dla monitoringu i rozpowszechnione przeświadczenie o skuteczności kamer. Pytanie, czy jest ono prawdziwe. Bo w rzeczywistości nikt nie rozlicza kamer ze skuteczności, a przynajmniej nie jest to robione rzetelnie.
Na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego w 2010 r. obroniono pracę magisterską, której autor chciał zbadać skuteczność monitoringu w 15 polskich miastach. Aż w 13 z nich uznano, że najlepszą metodą na weryfikację byłaby analiza statystyk kryminalnych. Autor zwrócił się więc do komend policji i straży miejskich z zapytaniem, czy taka ocena faktycznie jest dokonywana. W sześciu miastach przyznano, że takie badania nie są prowadzone, a dwa nie udzieliły na to pytanie odpowiedzi. Autor poprosił więc o dane, dzięki którym można byłoby takiej weryfikacji dokonać. Spośród 10 miast, które dostarczyły takie dane, tylko w przypadku jednego pozwoliły one na rzetelną weryfikację skuteczności działania kamer.
– Z jednej strony miasta i policja chwalą monitoring jako narzędzie prewencyjne, ale z drugiej nie chcą tego weryfikować, mówiąc, że to jest bardzo trudne albo wręcz niewykonalne. Moim zdaniem weryfikować można i trzeba, bo jeśli w coś zainwestowano środki publiczne, to trzeba zmierzyć tego skuteczność – mówi dr Paweł Waszkiewicz, kryminalistyk z Uniwersytetu Warszawskiego. Badacz wskazuje, że jedyne miejsca, w których badania potwierdzają spadek przestępczości, to garaże i parkingi wielopoziomowe. Takimi efektami nie mogą się pochwalić systemy monitoringu miejskiego, co potwierdzają badania prowadzone na świecie, m.in. zlecane przez brytyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych. W dwóch takich badaniach systemów zainstalowanych w brytyjskich miastach z 2002 i 2005 r. badacze nie stwierdzili wpływu monitoringu na spadek przestępczości. Podobne wnioski płyną z prowadzonych na mniejszą skalę badań w USA, a nawet z opublikowanych w kwietniu br. na łamach „Security Journal” badań przeprowadzonych w Korei Płd.
Wyniki wszystkich tych analiz wydają się przeczyć intuicji. Doktor Waszkiewicz tłumaczy to tym, że większość przestępstw popełniana jest w afekcie. – Sprawcy nie dziają planowo, tylko impulsywnie, często pod wpływem alkoholu. O ile monitoring może wpływać na sprawców zawodowych, o tyle nie odstrasza zazwyczaj wszczynających bójki, wandali, złodziei – twierdzi ekspert i wskazuje, że na samych nagraniach widać, że przestępcy po prostu zaczynają się bić – nie rozglądając się uprzednio, czy aby nie śledzi ich kamera. W związku z czym pochłaniające setki tysięcy złotych systemy w praktyce służą do identyfikowania zakłóceń porządku. – Często służą do wyłapywania osób nietrzeźwych czy bezdomnych śpiących na ławkach – dodaje Małgorzata Szumańska z Fundacji Panoptykon.
Niewielka jest nasza wiedza także na temat skuteczności systemów instalowanych w szkołach. A przecież w latach 2007–2009 prowadzony był szeroko zakrojony rządowy program „Monitoring wizyjny w szkołach”, w ramach którego kosztem 108 mln zł zainstalowano kamery w niemal 8 tys. placówek. Do tej pory jednak nikt nie pokusił się o dokładny rachunek zysków i strat związany z tym projektem. Nikt nie robi też rachunku sumienia w odniesieniu do kamer miejskich. Pytanie, czy przygotowywana w Sejmie ustawa o monitoringu cokolwiek w tej kwestii zmieni.