Usterka odbieraka prądu była bezpośrednią przyczyną pożaru w warszawskim metrze. Doszło do niego 17 listopada zeszłego roku, w okolicach stacji Politechnika. Spod jednego z nowych pociągów Inspiro zaczął się wydobywać dym. Komisja Metra Warszawskiego ustaliła, że od odbieraka oderwała się nakładka, która stykała się z tak zwaną trzecią szyną.
Jak mówi szef komisji Radosław Żołnierzak doszło wtedy do serii zwarć. Powstały tak zwane łuki elektryczne. Efekt był taki, że gumowe poduszki, które znajdują się nad odbierakami, zostały podgrzane do temperatury 5 tysięcy stopni. To właśnie z poduszek zaczął się wydobywać gęsty dym, który dostał się także do przedziałów pasażerskich.
Z raportu komisji wynika, że zarówno postępowanie maszynisty jak i dyspozytora stacji było zgodne z procedurami, a ewakuacja przebiegała sprawnie. Czas wyprowadzenie pasażerów zarówno z pociągu, jak i ze stacji był niższy, niż przewidują normy. Nie mniej komisja zaleciła zmianę w oznakowaniu instalacji alarmowych na stacjach oraz dodatkowe szkolenia dla personelu.
Jak mówi prezes Metra Warszawskiego Jerzy Lejk, wypełnienie zaleceń przyczyni się do poprawy bezpieczeństwa. Oznakowanie wyjść awaryjnych zostały już oznaczone większymi plakietkami. Pracownicy metra są bardziej widoczni dzięki większym elementom na mundurach, a dodatkowe szkolenia pozwolą na bardziej fachowe działanie w sytuacjach stresowych. Raport został przekazany prokuraturze oraz Urzędowi Transportu Kolejowego, które także badają tę sprawę. Pociągi Inspiro wrócą na tory za kilka tygodni.