Historię Danuty Staszewskiej opisuje najnowsza "Polityka". Polka w 2011 roku dowiedziała się, że jej ciało jej matki Berty Stueb­ler-Tatz, 76-letniej Ślązaczki przewieziono ze szpitala w Cottbus, gdzie zmarła, do plastynarium Gunthera von Hagensa.

Reklama

Od tego czasu kobieta prowadzi batalię o odzyskanie zwłok i godny pochówek dla swojej matki. Jej zdaniem staruszka nigdy nie zgodziłaby się na to, aby jej wypreparowane zwłoki stanowiły rozrywkę dla gawiedzi.

Przed śmiercią kobieta mieszkała z drugą córką, Teresą w przygranicznym Guben. Zdiagnozowano u niej chorobę psychiczną. Teresa pracowała dla von Hagensa w jego instytucie. I to ona zadecydowała, że odda ciało matki do wypreparowania. O swojej decyzji poinformowała siostrę już po śmierci matki, gdy jej ciało z kostnicy trafiło do instytutowej "zamrażarki".

Staszewska już wtedy alarmowała - jej siostra skłamała w oświadczeniu, że jest jedynaczką i uzasadniała, że matka - zanim zapadła na chorobę psychiczną - miała w głębokim poważaniu sztukę współczesną i była bardzo przywiązana do tradycji, także tych związanych z godnym pochówkiem.

Mimo dziesiątków urzędowych pism, skarg i donosów do niemieckiej prokuratury ciało jej matki trafiło na wystawę. Jeździ po świecie upozowane razem z plastynatem obcego mężczyzny w miłosnym uścisku.

Pomocy pani Staszewskiej odmówił w Polsce Rzecznik Praw Obywatelskich i Kancelaria Prezydenta RP. Zbyła ją też Angela Merkel, a niemiecka prokuratura twierdzi, że w ich kraju plastynacja nie jest traktowana jako rażący wybryk na zwłokach o charakterze obelżywym.