Bydgoszcz w styczniu zadeklarowała, że chce pomóc ewakuowanym blisko dwustu Polakom z Donbasu i poszuka dla nich mieszkań. Dwie rodziny kilka tygodni temu wprowadziły się do mieszkań w Gdańsku. Oba wymagały remontów, ale udało się to szybko załatwić. Dwupokojowy lokal dla czteroosobowej rodziny znalazł się w Sopocie. Tu miasto także zapowiedziało sporą pomoc w urządzeniu mieszkania. Jak właśnie poinformowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, dotychczas ośrodki w Łańsku i Rybakach opuściło w sumie 18 rodzin (49 osób). Zamieszkały m.in. w lokalach zaproponowanych przez władze samorządowe i w mieszkaniach wynajmowanych. Planuje się, że w związku z zakończeniem roku szkolnego do końca czerwca z ośrodków do własnych mieszkań przejdzie kolejne 11 rodzin. Do tej pory pomoc, także mieszkaniową, tym uciekinierom zaoferowały 23 samorządy, przedsiębiorcy, organizacje oraz osoby indywidualne.
Tak jednak wygląda tylko sytuacja Ukraińców o polskim pochodzeniu ewakuowanych w ramach rządowego programu pod koniec ubiegłego roku. Mieszkaniowy los tych, którzy do Polski uciekli na własną rękę, jest zupełnie inny.
– Teraz nie jest tak źle, bo jest ciepło. Ale boję się zimy. Ramy okienne są spróchniałe, na całe dwupokojowe mieszkanie jest jeden kaloryfer, a w toalecie grzyb od sufitu do podłogi – opowiada nam Rustam, który do Polski przyjechał razem z rodziną z Krymu. Na 45 metrach mieszka z żoną, dwójką dzieci i teściami. Wyjechali, bo – jako że są Tatarami – obawiali się rosyjskiego wojska. W Polsce mieszkają od ubiegłego roku, pierwsze kilka miesięcy spędzili w ośrodkach dla cudzoziemców. Chcieli jednak zamieszkać sami, a lokal w Lublinie, jaki wynajęli, był jedynym, na który starczyło im dopłaty od polskiego rządu.
Nadia z Doniecka, której historię już opisywaliśmy, razem z matką mieszka w malutkim pokoju w porobotniczym hotelu na warszawskiej Sadybie. Za te mało komfortowe warunki płacą 2 tys. zł miesięcznie. To sporo powyżej cen rynkowych, ale pozostawione same sobie nie umiały znaleźć innego mieszkania.
I wcale nie są wyjątkiem. Jak wynika z raportu „Mieszkamy tutaj, bo nie mamy innego wyjścia” przygotowanego przez Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, uchodźcy w Polsce witani są zimnymi, zarobaczonymi i ciasnymi mieszkaniami.
Stowarzyszenie Interwencji Prawnej sprawdziło warunki, w jakich mieszkają migranci przymusowi (czyli ubiegający się o ochronę i tacy z już przyznaną ochroną). W tym celu przebadano w 51 monitorowanych mieszkaniach 233 takich cudzoziemców. Okazało się nie tylko, że żyją oni w kiepskich warunkach. Dodatkowo są w ciągłej obawie przed utratą dachu nad głową. I właśnie problemy związane z niemożnością znalezienia lub utrzymania mieszkania są bardzo częstym powodem podejmowania przez nich decyzji o opuszczeniu Polski i próbie uzyskania ochrony międzynarodowej w innym kraju UE.
– Wiedzieliśmy już od dawna, że problemy mieszkaniowe są najpoważniejszym kłopotem dla cudzoziemców starających się w Polsce o prawną ochronę. Ale muszę przyznać, że zaskakujące było, jak bardzo nie mogą w tym aspekcie liczyć na pomoc państwa polskiego i urzędników – wyznaje Aleksandra Chrzanowska, koordynatorka sekcji ds. cudzoziemców w SIP i współautorka raportu.
Sytuacja jest nawet gorsza niż w 2014 r., kiedy – jak wynikało z badania przeprowadzonego przez Instytut Spraw Publicznych – 80 proc. uchodźców w Polsce mieszkało w trudnych warunkach lokalowych. Sytuacja pogorszyła się wraz z wybuchem konfliktu na Ukrainie i napływem uciekinierów z terenów Donbasu i Krymu.
Dziś, jak piszą badacze, uchodźcy powszechnie mieszkają w „substandardowych warunkach urągających ich ludzkiej godności i bardzo negatywnie wpływających na ich potencjał integracyjny”.
Mieszkania są zagrzybione, zawilgocone, wymagające poważnych napraw, a niekiedy generalnego remontu, brakuje w nich podstawowych mebli – przede wszystkim oddzielnych łóżek dla każdego mieszkańca. Lokale są także znacznie przeludnione. Powszechnym doświadczeniem uchodźców jest konieczność wielokrotnych przeprowadzek, przy czym najczęściej nie wiążą się one z poprawą ich warunków mieszkaniowych, a – wręcz przeciwnie – z ich pogorszeniem.
– Uchodźcom bardzo trudno jest znaleźć odpowiedni lokal na wolnym rynku nie tylko ze względu na ograniczenia finansowe, lecz także w związku z uprzedzeniami Polaków – tłumaczy Chrzanowska. – Samorządy nie są pomocne w zapewnianiu im lokali komunalnych. Czasem wręcz przeciwnie: uważają, że jeżeli cudzoziemiec już gdzieś wynajmuje mieszkanie, to nie ma prawa starać się o lokal gminny, choć z jeszcze nieprawomocnego wyroku WSA wynika, że nie ma takich ograniczeń – podkreśla Chrzanowska. – Takie podejście musi się zmienić, bo samorządy często mają w swoich zasobach lokale, które można przystosować, tyle że z braku dobrej woli czy słabego zarządzania o nich nie wiedzą – podkreśla badaczka. A to koniecznie trzeba zmienić, bo przecież czeka nas prędzej czy później obowiązek przyjęcia uchodźców z Afryki, czy też Syrii.