Nad wyjaśnieniem sprawy pracował zespół ekspertów powołanych przez Dowódcę Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Byli w nim m.in. specjaliści z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia. Wniosek jest jasny: przyczyną zaistniałego wypadku była wadliwa amunicja. Szkolna amunicja, której używano w 10 Brygadzie Kawalerii Powietrznej wyprodukowała grupa Mesko.

Reklama

Po zbadaniu okoliczności zdarzenia zapadła decyzja o wstrzymaniu zakupów przedmiotowej amunicji do czasu przeprowadzenia niezbędnych badań i wprowadzenia poprawek technologicznych, zapewniających bezpieczeństwo jej eksploatacji. Gotowość do udziału w tych pracach zgłosiła strona niemiecka. Propozycja współpracy została przyjęta – informuje ppłk Artur Goławski z Oddziału Komunikacji Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. - Wobec osób, których zaniechania doprowadziły do użycia wadliwej amunicji podczas szkolenia, podjęto działania dyscyplinarne, łącznie z odwołaniem ze stanowisk służbowych – dodaje wojskowy.

Wiadomo również, że Dowódca Generalny nakazał dowódcom podległych jednostek objąć szczególnym nadzorem postępowanie z amunicją w procesie szkolenia wojsk. Jednocześnie uruchomione zostały prace nad poddaniem pełnej kontroli całego cyklu „życia” amunicji, od momentu jej wyprodukowania, przez transport i przechowywanie aż po użycie.

- To właściwa decyzja. Moim zdaniem zawinął pion logistyki, to oni dostarczają amunicję. Problem w tym, że została ona zrobiona na bazie niemieckiej amunicji DM 33. Ale Mesko nie kupiło od Niemców licencji ani dokumentacji, tylko zrobiło to po swojemu – stwierdza gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych.

- To chałupnictwo skończyło się tragedią. Polski przemysł ma jeden problem – brak reżimów technologicznych, dzięki którym można zachować powtarzalność produkcji – dodaje czołgista.

Do wypadku w Świętoszowie doszło w czasie ćwiczeń poligonowych 17 września. W wyniku pożaru czołgu zmarł jeden żołnierz, a dwóch innych zostało ciężko rannych. Śledztwo prowadzi prokuratura garnizonowa we Wrocławiu.