Jak ustaliła w środę PAP orzeczenie Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe zapadło 7 lutego. Informację tę potwierdził rzecznik prasowy ds. karnych Sądu Okręgowego w Gdańsku, Tomasz Adamski. Rzecznik NSZZ "Solidarność" w rozmowie z PAP uznał decyzję sądu za "niedopuszczalną", która oznacza, że logo związku nie ma żadnej ochrony prawnej.
Sąd utrzymał w mocy zaskarżone postanowienie prokuratora z Prokuratury Okręgowej Gdańsku z dnia 20 października 2016 roku o odmowie wszczęcia śledztwa. Postanowienie sądu jest prawomocne – poinformował PAP sędzia.
Zdaniem sądu, prokurator odmawiając wszczęcia śledztwa podjął "trafną decyzję merytoryczną, którą w sposób jasny i przekonujący uzasadnił". Sąd uznał, że aby mówić o odpowiedzialności karnej za czyn z ustawy o prawie własności przemysłowej koniecznym jest, aby sprawca opatrywał produkt cudzym znakiem towarowym celem wprowadzenia tego towaru do obrotu.
Przyjmuje się przy tym, że przepis ten dotyczy obrotu gospodarczego i sfery komercyjnej. W niniejszej sprawie taka sytuacja w sposób oczywisty nie występuje. Użycie znaku "Solidarność" nie dotyczyło bowiem towaru czy celów komercyjnych, a posługujące się nim osoby nie działały w celu wprowadzenia towaru do obrotu gospodarczego. Znak ten w ramach utworu "Niewidzialne kobiety Solidarności" Sanji Iveković miał bowiem posłużyć jako wyraz sprzeciwu wobec przedmiotu prac parlamentarnych – czytamy w uzasadnieniu orzeczenia sądu.
Według sądu, fakt, że NSZZ "Solidarność" sprzeciwia się ograniczaniu przesłanek dopuszczalności legalnego przerywania ciąży, "nie poniża tego podmiotu w opinii publicznej".
Jest to bowiem głos w dyskursie publicznym o zakresie dopuszczalności przerywania ciąży. Zajmowanie określonego stanowiska w tej kwestii jest konstytucyjnie gwarantowanym prawem swobody wypowiedzi, a korzystanie z tego prawa (niezależnie od poglądów w tej kwestii) nikogo nie poniża. Sprzeciw wobec proponowanych zmian nie naraża także na utratę zaufania dla wykonywania działalności związku zawodowego - wyjaśnił sąd.
Sąd podkreślił, że "poglądy etyczne dotyczące ochrony życia poczętego nie odnoszą się bowiem do istoty działalności takiego związku, a jego członkowie mogą mieć w tym przedmiocie rozbieżne poglądy". - Zauważyć przy tym należy, że kwestia katalogu przypadków dopuszczalnego przerywania ciąży nie jest oceniana jednoznacznie przez samych przedstawicieli Kościoła Katolickiego – uznał sąd.
Zdaniem rzecznika prasowego "Solidarności" Marka Lewandowskiego, decyzja sądu jest "niedopuszczalna". - Przyzwala ona na to, że można logo Solidarności, związku zawodowego odwołującego się do wartości chrześcijańskich, wykorzystać do promowania aborcji i nie ma w tym nic złego – powiedział w środę PAP.
Decyzja sądu pokazuje też, że prawo do logo w Polsce jest tak naprawdę fikcją. Przy takim stanowisku sądu, to właściwie każdy znak graficzny można wykorzystać do dowolnej rzeczy czy akcji, wcześniej tylko odpowiednio to uzasadniając. I tak naprawdę nie ma żadnej prawnej ochrony – ocenił Lewandowski.
Zażalenie na decyzję Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która odmówiła wszczęcia śledztwa ws. wykorzystania przez organizatorów "czarnego protestu" logo związku, "Solidarność" złożyła w listopadzie 2016 r., argumentując, że użycie znaku "S" podczas tych manifestacji naruszyło dobre imię związku.
Patronem związku jest błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko, w preambule (Deklaracji programowej NSZZ "Solidarność" - PAP), wpisana jest społeczna nauka Kościoła i wartości chrześcijańskie, a logo zostało wykorzystane przy okazji protestu za liberalizacją przerywania ciąży, czemu Kościół jest zdecydowanie przeciwny, więc jak można mówić, że to nie wywarło negatywnego skutku dla naszego wizerunku, dla naszej organizacji? - mówił wówczas PAP Lewandowski.
Osoby promujące protest używały do rozreklamowania go w internecie grafiki, na której znalazło się logo "S". Grafika pojawiła się także na transparentach użytych przez uczestników w czasie manifestacji.
Grafika nawiązuje do plakatu "W samo południe" (autorstwa Tomasza Sarneckiego) zachęcającego do głosowania w wyborach 4 czerwca 1989 r. W pracy Sarnowskiego odwołującej się do słynnego westernu pojawił się cień postaci, którą grał Gary Cooper, ściskającej w prawej dłoni zamiast colta, kartkę do głosowania. W tle umieszczono logo "Solidarności" (jego twórcą jest Jerzy Janiszewski).
W grafice służącej promocji "czarnego protestu" także pojawia się logo "S", ale - zamiast postaci Coopera - umieszczono w niej sylwetkę kobiety w spódnicy i kowbojskim kapeluszu na głowie. Autorką grafiki jest chorwacka rzeźbiarka, fotograficzka i performerka Sanja Iveković. Praca powstała w 2009 r. w ramach realizowanego przez nią projektu dotyczącego marginalizacji w polskiej narracji historycznej i w polityce kobiet-uczestniczek ruchu wolnościowego, jakim była "Solidarność". Od tego czasu prezentowano ją w mediach i przestrzeni publicznej.
Tuż po proteście, "S" zawiadomiła Prokuraturę Okręgową w Gdańsku, że wykorzystując logo związku w promowaniu "czarnego protestu" jego organizatorzy zniesławili organizację.
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku uznała, że do złamania prawa nie doszło i odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Rzeczniczka prasowa prokuratury Tatiana Paszkiewicz tłumaczyła, że zawiadamiający nie wykazał, aby "użycie znaku słowno-graficznego 'Solidarność' miało na celu publiczne przekazanie treści negatywnych co do związku zawodowego, tym samym by było pomówieniem o postępowanie mogące narazić związek zawodowy na utratę zaufania potrzebnego dla prowadzenia określonego rodzaju działalności".