To, co zobaczyłem, niesamowicie mną wstrząsnęło i ciężko mi było uwierzyć w to, co widzę. Relacje policjantów przedstawiały sytuację inaczej niż to, co zobaczyłem na nagraniach. To były dla mnie bardzo trudne chwile, przepraszam wszystkich, którzy musieli oglądać człowieka w mundurze, który łamie prawo zadając ból i cierpienie drugiemu człowiekowi - wyznał szef polskiej policji w TVN24.

Reklama

Zdjęcia z kamery na paralizatorze zobaczyłem po raz pierwszy w reportażu TVN24. Osoby, które przeprowadziły postępowanie dyscyplinarne we Wrocławiu, zrobiły to nierzetelnie. Z informacji, które otrzymałem, nie wynikało, że w pomieszczeniu było więcej policjantów. W wielu obszarach popełniliśmy błędy i za nie chciałem przeprosić - dodał nadinspektor Szymczyk.

Szef KGP: Prowadzący dyscyplinarkę policjanta nie miał materiałów z prokuratury

Pytany o nadzór nad postępowaniem dyscyplinarnym wobec policjanta szef policji powiedział, że nadzór był wdrożony przez policyjne Biuro Kontroli. Dzisiaj ten nadzór, w mojej ocenie, okazuje się, że pozostawiał również wiele do życzenia - powiedział Szymczyk.

Prowadzący postępowanie dyscyplinarne, które zostało wszczęte niezwłocznie na moje polecenie, prowadzący to postępowanie trzykrotnie zwracał się do prokuratury z prośbą o przekazanie tego materiału filmowego. Tego materiału nie uzyskał i oparł się na tym definiując potrzebę zawieszenia tego postępowania dyscyplinarnego - dodał.

Szef policji poinformował, że dopiero w prokuraturze wyszło na jaw, że zapis z kamer wewnątrz komisariatu nie był rejestrowany - ponieważ monitoring był uszkodzony. To trwało to od około dwóch tygodni i nikt tego nie zgłosił - dodał.

Komendant pytany czy wiedział o tym, że w toalecie komisariatu, gdzie Stachowiak był rażony taserem, byli policjanci, którzy przyglądali się jak jeden z funkcjonariuszy traktuje mężczyznę i nie ponieśli konsekwencji, odparł: Z informacji, które otrzymałem, które były w sprawozdaniu, nie wynikało, aby w toalecie było więcej funkcjonariuszy niż ten jeden, który użył paralizatora.

Zapewnił, że również ten wątek jest w tej chwili "bardzo wnikliwie wyjaśniany". Gwarantuję, że tą sprawę w tych obszarach wyjaśnimy bardzo dokładnie. Nie ma przyzwolenia na łamanie prawa w policyjnym mundurze - zadeklarował.

Pytany czy wiedział o tym, że szef komisariatu, na którym umarł 25-latek, miesiąc później dostał awans na zastępcę komendanta miejskiego we Wrocławiu, Szymczyk odparł, że była to decyzja komendant wojewódzkiego. Komendant wojewódzki policji powinien był informować o tym, że takiemu człowiekowi powierza takie zadanie - podkreślił Szymczyk dodając, że nie wiedział o tym fakcie.