Po wypadku lekarze przyszyli dziewczynce jej własną skórę z włosami, którą zerwała maszyna. Niestety, wszczep się nie przyjął i konieczne było jego usunięcie. W porozumieniu z chirurgami rekonstrukcyjnymi z Instytutu Onkologii w Gliwicach, którzy przeprowadzili replantację, zdecydowano, że teraz 7-latka będzie leczona w inny sposób. Według nieoficjalnych informacji, medycy zamierzają wykorzystać sztuczną skórę i autoprzeszczep z materiału pobranego od dziewczynki.
Do wypadku doszło 3 lipca w okolicach Bielska-Białej. Wówczas długie włosy 7-latki wkręciły się w podnośnik hydrauliczny w warsztacie samochodowym należącym do jej rodziców. Dziecko straciło skórę z czoła, ciemienia, skroni, potylicy i karku. Lotnicze Pogotowie Ratunkowe przetransportowało ją do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Tamtejsi lekarze poprosili o pomoc specjalizujących się w zabiegach rekonstrukcyjnych chirurgów z Instytutu Onkologii w Gliwicach - prof. Adama Maciejewskiego i dr. hab. Łukasza Krakowczyka.
Dziewczynka trafiła na salę operacyjną zaledwie kilkadziesiąt minut po wypadku. Operacja replantacji skalpu trwała aż 7 godzin i była bardzo skomplikowana. Podczas briefingu prasowego dzień po tej operacji prof. Maciejewski przyznawał, że zabieg był znacznie trudniejszy, niż dwie poprzednie replantacje skalpu, które przeprowadził u dorosłych pacjentek. A to ze względu na znacznie drobniejsze naczynia krwionośne i specyfikę zabiegów chirurgicznych u dziecka.
W ostatnich latach lekarze z Centrum Onkologii w Gliwicach zasłynęli z kilku pionierskich operacji, przeprowadzili m.in. dwa przeszczepy twarzy.