Fundusz Lecha Wałęsy miał finansować działalność Instytutu Lecha Wałęsy, który jest fundacją non-profit. Jednak w 2014 były prezydent zażądał od Piotra Gulczyńskiego, by ten mianował swoim wiceprezesem Mieczysława Wachowskiego. Ten się nie zgodził. Wtedy - jak przypomina gazeta.pl - Wałęsa wymusił na Gulczyńskim dymisję i uczynił Wachowskiego prezesem Instytutu Lecha Wałęsy i powiernikiem Funduszu Lecha Wałęsy.
Na koniec 2016 roku Wachowski ustąpił ze stanowiska prezesa, pozostał jednak powiernikiem Funduszu. Zmienił też nazwę instytucji na Światowe Centrum Pokoju, a prezesem nowego tworu uczynił zaś swoją konkubinę. Gazeta.pl pisze też, że pod koniec 2014 roku, na kontach fundacji było ponad 2,3 miliona złotych. Pieniądze zostały jednak wydane głównie na wynagrodzenia i w momencie dymisji dawnego współpracownika byłego prezydenta, kasa zaczęła świecić pustkami.
"Co ważne, jednocześnie toczył się proces o zapłatę przez (odbitą Wałęsie) fundację Wachowskiego i jego konkubiny kwoty 824 tys. zł na rzecz spółki Energa (bo Fundusz nie zrealizował działań promocyjnych). Aż w czerwcu 2017 r. zapadł wyrok w I instancji: Fundusz (przemianowany po drodze na Światowe Centrum Pokoju) ma oddać pieniądze", podaje też Gazeta.pl.
Światowe Centrum Pokoju złożyło apelację, jednak nie opłaciło wniosku, wyrok się więc uprawomocnił. Nakazanej sumy nie było z czego zapłacić, więc prezes Funduszu - Dorota Obrycka - zgłosiła wniosek o upadłość.