Po tym, jak Senat nie zaaprobował kandydatury Agnieszki Dudzińskiej na Rzecznika Praw Dziecka napisał pan pismo do marszałków obu izb. Co w nim było?

Marek Michalak: To było trzecie podejście do próby wyłonienia mojego następcy. Trzy głosowania. Z każdym kolejnym atmosfera gęstniała. W końcu wybór RPD zaczął przypominać wielką polityczną batalię, a tak być nie powinno. Dlatego napisałem, że najwyższa pora odpolitycznić tę procedurę i poszukać ponadpartyjnego rozwiązania.

Reklama

Ponadpartyjnego? A takie w ogóle istnieje?

Moja propozycja jest prosta: marszałkowie powinni zgromadzić decyzyjnych polityków ze wszystkich opcji przy jednym stole i trzymać ich przy nim tak długo, aż będą w stanie wskazać na to stanowisko jedną osobę.

Przypomina to konklawe…

Skojarzenia niech będą różne. Mnie zależy na tym, by odbyła się w końcu dyskusja merytoryczna, nie polityczna, jak do tej pory. A żeby to się udało, trzeba do tych rozmów wciągnąć ludzi spoza partyjnych szeregów. Z organizacji pozarządowych, młodzieżowych, ze świata nauki. Bo Rzecznik, żeby potem skutecznie mógł działać, powinien mieć poparcie nie tylko jednej partii.

Agnieszka Dudzińska była za mało pozarządowa? Socjolog związana z PAN, przewodnicząca Komisji Dialogu Społecznego ds. Mieszkań Chronionych i Komisji Dialogu Społecznego ds. Niepełnosprawności w Warszawie…

Reklama

To pytanie do Parlamentu. Stało się, co się stało, a problemu nie rozwiązano.

Formalnie pana kadencja wygasła 27 sierpnia, ale sprawuje pan obowiązki do czasu złożenia ślubowania przez następcę. To dziwny stan.

Wakat na stanowisku byłby, gdybym powiedział: dziękuję, moja rola skończona, odchodzę. Ale ja naprawdę ciężko przez ostanie 10 lat, czyli dwie kadencje, pracowałem i nie mógłbym zrobić tego dzieciom, że zostaną nawet na chwilę bez swojego Rzecznika.

Zrobić czego?

Pyta pani o procedury i przepisy, no więc biuro RPD bez rzecznika nie istnieje. Albo inaczej: jest sparaliżowane. Traci całą moc decyzyjną, sprawczą. Każdy dokument, czy to dotyczący uprawnień sądowych, wniosków dowodowych, nawet zatrudniania ludzi wymaga jego podpisu. Każda propozycja zmiany przepisu prawnego, wystąpienie generalne wiąże się nierozerwalnie z osobą rzecznika. Dlatego czekam cierpliwie w gabinecie, jak dotąd ponad dwa miesiące. Chciałbym płynnie przekazać obowiązki, bo za dobrze pamiętam sytuację, gdy sam zaczynałem. Moja poprzedniczka zrzekła się funkcji. Owszem, ustawa o RPD daje taką możliwość, ale urząd przez miesiąc był nieobsadzony. Miało to niedobre skutki dla funkcjonowania biura.

Po drugim głosowaniu w Sejmie, tym razem udanym dla siebie, Agnieszka Dudzińska złożyła wniosek do Komisji Etyki Poselskiej o ukaranie posłanki Platformy Magdaleny Kochan. Wówczas jeszcze jako kandydatka na RPD twierdziła, że Kochan zmanipulowała jej wypowiedź o eutanazji.

Każdego kandydata należy dobrze poznać, podyskutować nad jego dorobkiem, dopuścić do głosu organizacje pozarządowe. Tutaj przede wszystkim partia wystawiająca kandydatkę nie stworzyła warunków do dialogu. Czas na zadawanie pytań w komisji został ograniczony. Podobnie przy głosowaniach sejmowych. Najpierw dano po dwie minuty, by za drugim razem skrócić czas do półtorej. Lista osób zadających pytania również była skromna, a pierwsze głosowanie odbyło się koło północy. A powinno być tak, że nawet gdyby wszyscy posłowie i przedstawiciele stu organizacji chcieli zadać pytania, to należałoby dać im tę możliwość.

Jak pan sobie to wyobraża? Wieczności by nie starczyło…

Bez przesady! Na pewno trwałoby to krócej niż dwa miesiące z okładem. A poważnie mówiąc: ograniczanie wypowiedzi jest błędem urągającym powadze tego urzędu. Zresztą, gdy dyskutowano na mój temat w Sejmie i Senacie, przesłuchania ciągnęły się godzinami. Były wyczerpujące. Pytano mnie o sprawy prywatne, służbowe, ideologiczne. Co jednak ważne, miałem możliwość odpierania zarzutów.

Rzecznik nie może należeć do partii politycznej, a swoje obowiązki ma wykonywać bezstronnie. O tym mówi ustawa, czyli teoria.

Nie. Dlaczego? Przecież tak było przez całe ostanie 10 lat. Wierzę, że to jest możliwe nadal. A politycy za chwilę ochłoną i zrozumieją, że się zagalopowali.

Jest pan człowiekiem wielkiej wiary…

Być może.

Spytam inaczej: czy jest już jakaś reakcja na pana pismo?

Na razie nie ma żadnej, ale poczekajmy, bo to świeża sprawa. Prawdę mówiąc wysłałem dwa pisma. O jednym już wspomniałem. Wystąpiłem jako RPD do marszałków. W drugim podpisałem się jako Kanclerz Międzynarodowej Kapituły Orderu Uśmiechu. Zwróciłem się do dziewięciu Kawalerów tego wyróżnienia, którzy zasiadają dziś w parlamencie. Napisałem do nich imiennie, bo dostali od dzieci szczególny mandat. A dzieci nie kierują się polityką, tylko patrzą, kto jest ich przyjacielem.

To kim są ci przyjaciele z ław sejmowych i senackich?

Przedstawiciele prawie wszystkich opcji: Senator Janina Sagatowska, poseł Bartosz Arłukowicz, posłanka prof. Alicja Chybicka, posłanka Joanna Fabisiak, posłanka Magdalena Kochan, posłanka Henryka Krzywonos-Strycharska, poseł Paweł Kukiz, poseł Stefan Romecki , poseł prof. Marian Zembala. Nie wyobrażam sobie, by nie odpowiedzieli. Muszą, albo raczej powinni, zareagować. Boję się czegoś innego: jeśli kolejna kandydatura nie zostanie uszanowana i starannie przedyskutowana, to ludzie po prostu nie będą chcieli narażać swojego nazwiska, pozycji i dorobku na polityczne przepychanki.

Myśli pan, że to realny scenariusz?

Dla mnie kuriozum były negatywne opinie komisji dla prof. Ewy Jarosz i dra Pawła Kukiza-Szczucińskiego. Pod wnioskiem o nominowanie Jarosz podpisało się kilkadziesiąt organizacji pozarządowych m.in.: Komitet Ochrony Praw Dziecka, Związek Harcerstwa Polskiego, UNICEF, Instytut Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Fundacja Rodzice mają Głos, Fundacja Rodzić po Ludzku, Polskie Stowarzyszenie im. Janusza Korczaka, Towarzystwo Przyjaciół Dzieci.
Poparli ją prof. Barbara Smolińska-Theiss, prof. Anna Giza-Poleszczuk, prof. Tadeusz Pilch, czy ojciec Adam Żak. Prof. Jarosz napisała szereg książek i artykułów naukowych. Była doradcą społecznym RPD, a także członkinią Komitetu Honorowego obchodów Roku Janusza Korczaka. Z kolei dr Paweł Kukiz-Szczuciński robił specjalizację w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Pracował w Indiach z dziećmi z rodzin trędowatych. Był uczestnikiem misji humanitarnych w Peru, na pograniczu Syrii i Libanu.
Mówię o tych kandydaturach, bo były różne, zgłaszane przez innych ludzi, z poparciem innych partii. Obie jednak merytoryczne. Przepadły, a do środowiska społeczników poszedł sygnał: nieważne, kim jesteś i co robisz, partia i tak może wszystko.

Gorzej, gdy partia publicznie zmienia zdanie w sprawie swojej kandydatki. Agnieszka Dudzińska dostała akcept Sejmu, Senat miał być formalnością. A tu niespodzianka: 67 senatorów zagłosowało na „nie”.

Ta sytuacja tym bardziej komplikuje poszukiwania merytorycznego kandydata, bo nikt nie chce być publicznie poniżany. Jedynym honorowym wyjściem z impasu jest wypracowanie politycznej zgody ponad podziałami na jedno nazwisko. Aby tak się stało, parlament musi odpowiedzieć sobie na pytanie, jakiego rzecznika chce: dobrego – oddanego dzieciom, odważnego, z autorytetem, czy biernego, miernego, ale wiernego swojej partii. Jeśli będzie taka potrzeba, mogę być w tej sprawie mediatorem, ale ostateczna odpowiedzialność jest po stronie posłów i senatorów.