Do lekarzy przychodzi więcej niż zwykle chorych pacjentów. Czy atakuje grypa? "Docierają do nas sygnały o zwiększonej liczbie przeziębień" - mówi dziennikowi.pl mgr Wiesław Rozbicki ze stołecznego sanepidu. Sprzyja temu pogodowa huśtawka - raz jest ciepło, raz zimno, deszcz i przemoczone nogi. "Ale grypa nas jeszcze masowo nie atakuje" - uspokaja.
Sanepid i przychodnie notują coraz więcej chętnych na szczepienia przeciwko grypie. Polacy nie chcą chorować, więc szczepią się na potęgę, a w niektórych placówkach trzeba się zapisywać na szczepienia z wyprzedzeniem. Potem może być już za późno, bo szczepionka potrzebuje czasu, żeby się uaktywnić.
Również w Państwowym Zakładzie Higieny, do którego spływają dane z całej Polski, uspokajają, że nie ma grypy. W sierpniu lekarze wykryli zaledwie parę przypadków, a w niektórych województwach nie było ani jednego chorego na grypę.
Jednak statystyka nas nie ogrzeje, kiedy w nocy temperatura spada poniżej dziesięciu stopni. Tylko niewielu Polaków na miejskich osiedlach może cieszyć się z ciepłych kaloryferów. Dlaczego? Już od dawna do lamusa odszedł termin "sezon grzewczy". Teraz elektrociepłownie mogą dostarczyć tyle ciepła, ile sobie zażyczą administracje. I tu właśnie jest problem. Uruchomienie ogrzewania kosztuje, więc spółdzielnie i administracje niechętnie odkręcają kurek z ciepłem.
Skoro administracje nie zgłaszają zapotrzebowania na ciepło, to nie płynie ono do naszych kaloryferów. Dlatego jeśli marzniemy w domu, trzeba naciskać, by administracja uruchomiła ogrzewanie. A jeśli zarządcy twierdzą, że wszystko zależy od dostarczycieli ciepła, to po prostu kręcą. Bo elektrociepłownie tylko czekają, kiedy mogą puścić więcej ciepłej wody. W końcu na tym zarabiają.
W Warszawie o uruchomienie dostaw ciepła zwróciło się niewiele osiedli. Jak powiedziała dziennikowi.pl Monika Mazurkiewicz, rzecznik prasowy Stołecznego Przedsiębiorstwa Energii Cieplnej, po ostatnim ochłodzeniu napłynęło niewiele wniosków. Większość wspólnot wciąż zwleka z odkręceniem kurków.
Zaś meteorolodzy pocieszają, że pogoda powinna się poprawiać. "Do piątku będzie całkiem przyjemnie" - mówi dziennikowi.pl Marek Gasiewicz z Biura Prognoz PRO-GEM. Sobota i niedziela to niestety znów chłód i deszcz, a na Bałtyku sztorm. Potem się wypogodzi, a w trzeciej dekadzie, czyli po 20 września, mamy duże szanse na babie lato, bo nad Polską rozbudują się wyże. Ma być słonecznie i ciepło.