KPMG już po raz drugi przepytał ponad 300 dużych i średnich polskich firm z branży m.in. energetycznej, paliwowej, handlowej, usług i produkcji dóbr. Wyniki badań nie pozostawiają złudzeń. Brak dwóch milionów Polaków, którzy według GUS wyjechali za granicę po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej, odbija się na rodzimym biznesie i stał się problemem dla naszych przedsiębiorstw.

Reklama

60 proc. firm biorących udział w badaniu potwierdza, że w 2007 r. bezpośrednio odczuło brak kandydatów do pracy. To o 8 proc. więcej niż w 2006 r. Kogo najbardziej brakuje na rynku? Osób z konkretnym fachem w ręku. W roku 2007, w porównaniu do poprzedniego, gwałtownie wzrosło (o 52 pkt. proc.) zapotrzebowanie na pracowników z wykształceniem zawodowym. Chciałoby ich zatrudnić aż 72 proc. firm. Poszukiwani są także absolwenci techników, tych wskazało 71 proc. respondentów (o 21 proc. więcej niż w 2006 r.) oraz z wykształceniem wyższym - 63 proc. (o 5 proc. więcej). A niedobór rąk do pracy to przede wszystkim duże straty - potwierdza to blisko połowa przedsiębiorstw.

Co gorsze, zjawisko to lawinowa narasta - rok wcześniej problem ten dotyczył bowiem tylko co czwartej badanej firmy. Ile co roku traci firma, która ma za mało ludzi? Odpowiedzi są bardzo zróżnicowane. Prawie 30 proc. pytanych szefów mówi, że około 3 proc. dochodów, co dziesiąty uważa, że nawet 7 proc., co piąty 12 proc., a jeden na 100 - nawet 30 proc. Jak wielka może być to liczba w skali całego kraju?

"To bardzo trudne do oszacowania, ale z pewnością są to ogromne pieniądze, a zjawisko hamuje nasz rozwój gospodarczy" - ostrzega Jacek Męcina, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".

Reklama

Problemy z brakiem kadr przekładają się nie tylko na wyniki finansowe, ale także na trudności w prowadzeniu podstawowej działalności i rozwoju firm. 64 proc. szefów jasno mówi, że ich pracownicy muszą brać nadgodziny.

"Nie mam innego wyjścia, jeśli chcę się utrzymać na rynku. Ale to są dla mnie dodatkowe koszty" - mówi Zygmunt Niewiadomski, dyrektor firmy produkującej meble ogrodowe pod Wejherowem.

Tracą na tym także klienci, bo firmy po prostu się nie wyrabiają. 35 proc. przedsiębiorstw przyznaje, że są zmuszone znacznie dłużej czekać na obsługę. Potwierdza to Jerzy Zdrzałka, prezes firmy deweloperskiej J.W. Construction.

Reklama

"Mamy opóźnienia w harmonogramie, a w związku z tym płacimy kary i mamy mniejsze przychody. Ale póki co, nie musimy rezygnować z kontraktów" - dodaje. Takiego szczęścia nie ma jednak co piąty pytany przez KPMG przedsiębiorca. Niepokoi także fakt, że 14 proc. firm twierdzi, że jest zmuszona do rezygnacji z udziału w niektórych przetargach.

"Wiem, że ograniczam swój rozwój. Wiem, że mógłbym na tym sporo zarobić, ale boję się, że nagle moi pracownicy odejdą i nie znajdę nowych i po prostu nie sprostam wyzwaniu" - tłumaczy Tomasz Gertner, współwłaściciel warszawskiej firmy Planning administrującej danymi.

Jego obawy nie są bezpodstawne. Połowie pytanych przedsiębiorców zdarzyła się bowiem sytuacja, że osoba, której zaproponowali pracę, nie przyjęła ich oferty, bo zdecydowała się na wyjazd za granicę. Wyjechał m.in. 28-letni informatyk z Warszawy Rafał Kostrzewski.

"W Wielkiej Brytanii dostałem ponaddwukrotnie większą stawkę niż w Polsce" - mówi. Co mogłoby go zatrzymać w kraju? "Lepsza o około 30 proc. oferta finansowa" - mówi bez ogródek.

Ale wielu polskich firm na takie podbicie stawki po prostu nie stać. Dlatego musimy się przygotować na to, że w przyszłym roku może być jeszcze gorzej. "Ten negatywny trend będzie trwał jeszcze przynajmniej przez dwa lata" - wieszczy Leszek Wroński, szef doradztwa gospodarczego na Europę Środkowo-Wschodnią KPMG.