Wystarczy wejść na strony www.angelus.pl, www.kazania.org czy www.pawlowski.dk. Tam księża zamieszczają swoje autorskie kazania. A inni kapłani często ściągają je i wygłaszają jako własne podczas mszy - pisze "Gazeta Wyborcza".
Specjaliści od homiletyki i prawnicy mówią zgodnie: takie postępowanie jest przestępstwem. Bo homilia to utwór, a zatem podlega ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
"Jeśli ktoś wygłasza czyjeś kazania i nie mówi, że to nie są jego słowa, popełnia przestępstwo. To sytuacja analogiczna do tej, gdy student bierze cudzą pracę magisterską i przedstawia jako własną. Taki ksiądz po pierwsze, kłamie, a po drugie, kradnie. To mocne słowa, ale taka jest prawda" - tłumaczy profesor Tomasz Naganowski, specjalista prawa prasowego i prawa własności intelektualnej z Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Poznaniu.
Podobnego zdania jest ksiądz profesor Wiesław Przyczyna, wykładowca Papieskiej Akademii Teologicznej. "Są różne pomoce, inspiracje, pomagają trafnie ująć dany temat. Jeśli księża ubiorą to we własne słowa, nie ma w tym nic zdrożnego. Ale kazania ściągnięte żywcem z internetu to nie jest świadectwo. Jeśli o tym mówimy, to nie dlatego, żeby atakować księży. To przestroga i troska o uczciwość w Kościele" - podkreśla autor książki o tym problemie "Ściągać czy nie ściągać?".
W skrajnym przypadku autor tesktu ściągniętego z internetu kazania mógłby pozwać do sądu księdza, który je wykorzystał. Grozi za to kara grzywny albo nawet trzyletnie więzienie.
Jednak nie wszyscy są tak radykalni. "Jeśli jakiś kapłan skorzystałby z mojego kazania, to by mnie to ucieszyło. Kapłan to nie biznesmen, a kazanie nie towar. Celem biznesu jest zysk, celem kaznodziejstwa doprowadzenie człowieka do zbawienia" - ocenia ksiądz Eugeniusz Burzyk z Bielska-Białej, który zamieszcza swoje kazania w internecie.