Mateusz mieszka z babcią w Jelczu-Laskowicach pod Wrocławiem. Gdy nie wrócił ze szkoły, babcia zaalarmowała policję. Od wczoraj szukało go kilkudziesięciu funkcjonariuszy, psy tropiące i śmigłowiec. Przeszukiwano okoliczne domy, przeczesywano lasy. Tymczasem Mateusz znalazł się cały i zdrowy we Wrocławiu.
Okazało się, że chłopiec wsiadł po szkole do autobusu jadącego do miasta. Wieczorem spacerującego samotnie ulicą chłopca zauważyła kobieta, która zabrała go do domu i przenocowała. Dopiero rano w telewizji zobaczyła, że jej gość jest poszukiwany i zgłosiła się na policję.
Jak Mateusz tłumaczył policjantom ucieczkę z domu? Chciał obejrzeć miasto i... zrobić zakupy.